Forum .:: SATOR ::. Strona Główna

.:: SATOR ::.
Forum fanklubu serii anielskiej Mai Lidii Kossakowskiej
 

Knigi :D
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum .:: SATOR ::. Strona Główna -> Zainteresowania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lukseja
Eon


Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 1195
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:32, 06 Lis 2009    Temat postu:

"Samo-loty" Marka Stokowskiego. PRL, chłopiec zakochany w samolotach i fazowanie.
Płakałam przy końcówce, która mnie zaskoczyła. Nie samo wydarzenie kończące, ale geniusz opisania. 10/10.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Don't care
anioł służebny


Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Śro 13:25, 11 Lis 2009    Temat postu:

Ostatnio z książek nie-fantastycznych wczytywałam się w 'Czarny Obelisk' niemieckiego autora Remarque'a.
Książka wydana po raz pierwszy w 1956 roku (w Polsce nieco później), a mimo to język jest łatwy i przyjemny dla oka. Pisana z punktu widzenia młodego Ludwika Bodmer'a, który spędził najlepsze młodości na froncie
Opowiada tym, jak żyło się w Niemczech (tfu, tfu... Rzeszy Niemieckiej) po przegranej I wojnie światowej. Hitler powoli dochodzi do władzy, inflacja doprowadza większość mieszkańców do skrajnego ubóstwa, a żyć trzeba dalej. Na dodatek nikt z ludzi mądrych i szanowanych nie potrafi udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o sens naszego istnienia.
Mało nudnych opisów, zwarta akcja, zabawne sytuacje i filozoficzne dyskusje. Polecam wszystkim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcina
Samica Alfa


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 1887
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skądinąd
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Czw 13:37, 12 Lis 2009    Temat postu:

Czytałam dwa czy trzy lata temu i też mi się podobało, choć motyw sikania na czarny obelisk mnie osobiście rozwalał Very Happy

Na urodziny kupiłam sobie dwie książki niejakiego Wawrzyńca Prusky'ego, zapewne znanego wam bloggera. Zaczęłam czytać pierwszą i rżę ze śmiechu z częstotoliwością dwa razy na stronę tekstu Smile Polecam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lukseja
Eon


Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 1195
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:17, 12 Lis 2009    Temat postu:

Czytałam Wawrzyńca, kiedy był u początku swojego blogu. Dobry jest:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asmodeus
Zgniła Dziewczynka


Dołączył: 28 Maj 2006
Posty: 2121
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: piekielna stolica Warszawa
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Czw 16:40, 12 Lis 2009    Temat postu:

a ja czytam kodeks deepgate i jest ciekawe

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Issay
serafin


Dołączył: 06 Lis 2009
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Nie 19:27, 22 Lis 2009    Temat postu:

Starczyło w opisie książki umieścić frazy typu "francuski bestseller", "powieść porównywana do Milczenia owiec" i "seryjny morderca", żebym złapała książkę i zabrała ją do domu. No dobra, zdjęcie przystojnego autora też miało coś z tym wspólnego...

Otchłań zła to pierwsza powieść Maxime Chattama, francuskiego kryminologa, który odświeżył thrillery. O fabule mogę napisać krótko: krwawo, przerażająco, psychologicznie, niezwykle. Od dawna żaden autor tak zręcznie nie bawił się moim umysłem...Po lekturze tej książki cienie stały się dziwnie przerażające. A przede mną jeszcze kilka części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asmodeus
Zgniła Dziewczynka


Dołączył: 28 Maj 2006
Posty: 2121
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: piekielna stolica Warszawa
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 12:08, 23 Lis 2009    Temat postu:

to ja nawet nie będę próbowała jej czytać
mi wystarczyła jedna książka Kinga żebym do końca życia bała się cholernych klaunów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
O-Ren
zarządca Domu


Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Sob 19:00, 30 Sty 2010    Temat postu:

Czytam właśnie najnowsze wypociny Dana Browna ''Zagubiony symbol'' i muszę stwierdzić, że jestem oczarowana. W przeciwieństwie do ''Kodu'' książka jest napisana lekkim stylem, który szybko zachęca czytelnika do dalszego wertowania stron. Sama fabuła jest ciekawa, osobiście uwielbiam starożytne bractwa i zagadki, a pozycje Browna są istną kopalnią takich diamencików.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pią 11:10, 26 Mar 2010    Temat postu:

"Szeptem". Autorka, Becca Fitzpatric, swoją pierwszą książką wstrzeliła się na listy bestsellerów. A ja zastanawiam się, jakim cudem ta książka została bestsellerem?

Sięgnęłam po nią, ze względu na tło tematyczne - upadłe anioły i nefilim. Przy czym (poza wstępem) nie ma z nimi do czynienia aż do ostatnich rozdziałów. Klimat książki całkiem dobrze utrzymany, napięcie narasta z każdym kolejnym rozdziałem. Stylistycznie też bez zastrzeżeń. I dialogi dobrze poprowadzone, zwłaszcza pomiędzy dwójką głównych bohaterów - Patch i Nora. I o ile Patch jest moim zdaniem sprawnie nakreśloną postacią, z dużym potencjałem, który może się rozwijać nawet poza kanwami książki. To jednak bohaterka doprowadzała mnie nieustannie do stanu poirytowania. Dobra, samotna dziewczyna, bla bla bla, po stracie bliskiej osoby, bla bla bla, która jest wybranką i o której życie wszyscy dokoła walczą, bla bla bla. Jej przyjaciółka, Vee, początkowo naprawdę ciekawie, zabawnie się zapowiadała. Niestety potem wszystko runęło i Vee stała się bardziej denerwująca niż Nora.

Wątek nefilim i upadłych aniołów poplątany, niewiele wyjaśniający i jak dla mnie bardzo naciągany. Zwłaszcza historia Patcha i Dabrii. Być może jestem nieobiektywna, bo zbyt przyzwyczajona do aniołów z serii Kossakowskiej. Sądzę jednak, że przy intrygująco, pół-mrocznym klimacie, jaki udało się autorce nakreślić, mogła postarać się o więcej.

Książka nie jest zła, do czytania mogę ją polecić. Chociażby dla samego Patcha i Rixona (najlepsza drugoplanowa postać w książce). Ale nie powaliła mnie ta opowieść, spodziewałam się czegoś więcej. I niestety, momentami za bardzo "zalatuje" zmierzchowymi fluidami, a sagi Zmierzch mam już z lekka powyżej uszu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lukseja
Eon


Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 1195
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:18, 31 Mar 2010    Temat postu:

Ostatnio podrzuciłam Issay książkę, która na prywatnej liście "Najgorsze gówno wszechczasów" musi zająć pierwsze miejsce. "Zmierzch" był przy niej epicką, głęboką i świetną jak "Ben Hur" powieścią. Szukając tego samego typu odmóżdżaczy także z okazji szukania kffiatków trafiłam na pozycję "Prosto w ogień".
Pierwsze kilka stron upewniło mnie w przekonaniu: trafiłam na absolutnie durny romans, którego zakończenie znałam po pierwszych dwóch zdaniach. Z satysfakcją czytałam dalej.
A tu...
Po 50 stronie gryzłam paznokcie z ciekawości. Bohaterka była głupią cipą, ale realistyczną głupią cipą. Główny bohater seksapilem charakteru mógłby rywalizować z Asmodeuszem. Główny zły bohater nie był wielki i zUy, tylko przerażający, niepowstrzymany i żałosny. Jednocześnie. Stopniowo budowane napięcie, może nie najgłębsza, ale porządna intryga, dobre opisy scen seksu, co zawsze cenię sobie bardzo wysoko. Potrafię dla samych scen seksu czytać najgorszą książkę.
Ale co ja tu będę gadać. To jeszcze nie jest nic niezwykłego. To, co mnie w tej powieści zabiło, zachwyciło i sprawiło, że chłonęłam każde słowo to był... kompletny brak romantyzmu. Wiecie, w każdej szanującej się opowieści przychodzi moment, gdzie ona i on mają szczyt związku i wariują, są dla siebie troskliwi, pełni zaangażowania...
To był romans do ciężkiej cholery. Gdzie tak naprawdę nawet przez moment parka nie była słodka i szczęśliwa. Facet wychodził po seksie, nie troszczył się romantycznie, nie było wielkich zaklęć, wielkich wyznań, niepowstrzymanego pożądania, afery i burzy. Był ból i były potrzeby. Był upadek w obliczu własnego wnętrza, była konfrontacja z tym, czego zaakceptować się nie dało i... zakończenie. <Spojler>
Zamiast padania sobie w ramiona jak tylko zły ginie, facet nawet laski nie przytuli, nie dotknie. Po wszystkim wychodzi traci z nią kontakt. To ona do niego przyjeżdża, nie on do niej. A kiedy dochodzi do finału, ona prosi go "Powiedz, żebym została".
"Zostań".
"Tylko tyle?"
"Tylko tyle"- odpowiada on.
I poczułam jak jakiś stres się ze mnie wypłukuje. Może to i był romans. Może książka jest przeciągnięta, może ma swoje wady. Ale zaletą jest miłość, jaką sobie wyobrażam, jaką sama widzę i jakiej sama bym chciała. Mroczna, wiarygodna, wypracowana, nienormalna, a zdrowa.
Polecam wszystkim. Anne Stuart "Into the fire".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Efcia
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 507
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Śro 16:05, 07 Kwi 2010    Temat postu:

Zdecydowałam się wreszcie na przeczytanie książki "Ojciec chrzestny". Film (zarówno pierwszą, jak i drugą część) wielbię, więc postanowiłam, że wstyd nie znać wersji literackiej.
Okazało się, że lepiej gdym jednak się nie decydowała. Treściowo książki i film to praktycznie to samo. Za to w sferze emocjonalnej to dwie zupełnie odrębne bajki. W filmie czułam emocje, bohaterowie żyli, zmiana Michaela budziła pzrerażenie, a zakończenie wgniatało w fotel. W książce tego wszytskiego brakuje. Jest napisana bardzo sucho, składa się właściwie z opisów, czy to zdarzeń, czy ludzi. Brakuje wejścia w psychikę bohaterów, W gruncie rzezcy nie jestem pewna czy bym przez nią przebrnęła, gdyby nie znajomość filmu.
Liczyłam na literaturę wysokiej klasy, a dostałam coś zapewne pod względem formalnym bardzo poprawnego, ale pod względem treściowym stanowiącego suchy spis. Taki pusty orzeszek. Szkoda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AlphaTauri
archanioł


Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Suwałki
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Śro 16:45, 07 Kwi 2010    Temat postu:

Ojca chrzestnego czytałam wiele lat temu, jeszcze w gimnazjum, ale bardzo mi się podobał. Akcja wciągała więc połknęłam go dośc szybko. Trudno mi powiedziec jak wyglądała sfera emocjonalna, bo najzwyczajniej w świecie tego nie pamiętam. Chociaż znając swoje zboczenie do "krótko, zwięźle i na temat" to pewnie brak opisów mi specjalnie nie przeszkadzał. Chętnie bym przeczytała Ojca ponownie, może teraz zobaczyłabym wszystko inaczej, może jednak by mi czegos brakowało. Aż mnie to zaintrygowało.

Co do filmu, to podchodziłam kilka razy, nie przebrnęłam ani razu i to nawet przez pierwszą częśc. Mam wrażenie, że w filmie nic się nie dzieje. Wiem, że kiedys pewnie go wreszcie obejrze, ale tylko dlatego, że uważam go za film, który trzeba znac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Efcia
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 507
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Sob 19:26, 24 Kwi 2010    Temat postu:

Nadal pozostaję w klimatach Mafii (coż ja poradzę na to, że jak już w coś wchodzę to całym sercem?). W każdym razie niedawno odkryłam, że isnieje Mark Winegardner, który napisał książki obsadzone w realiach "Ojca chrzestnego", a mało tego, skoncetrował swoją uwagę na postaci dla mnie fascynującej- Michaelu Corleone. W Internecie znalazłam w formie e-booka jedynie jedną z nich "The Godfather's revenge" (tytuł jest wyjątkowo paskudny, wiem), w orginalnej wersji językowej (nawet nie wiem, czy któraś z nich została przetłumaczona).
W każdym bądź razie. Mam sporo do zarzucenia tej książce. Styl jest bardzo nierówny, tak samo tempo akcji (raz otrzymujemy coś w rodzaju streszczeń najważniejszych wydarzeń z jakiegoś okresu czasu, innym razem akcję "na bieżąco"), niektóre wątki zostają rozpoczęte i niejako niedokończone, a całość urywa się w sposób dość nagły. Wydawałoby się więc, że powinno mi się to czytać fatalnie. Nic z tyhc rzeczy. Nie tak dawno pisałam o "Ojcu chrzestnym" autorstwa Puzo. Miałam mu sporo do zarzucenia. Oczywiście, nie zmieniłam zdania. "Ojciec chrzestny" wydaje się być idealnym materiałem na scenariusz filmowy (zresztą Coppola miał stworzoną taką wielką knigę z książki Puzo z dopisanymi na marginesach swoimi uwagami, z której korzystał na planie). Jako książka się według mnie nie sprawdza, dopiero ekipa znakomitych aktorów potrafi tchnąć w tą powieść życie i porwać widza. Z "The Godfather's revenge" problem polega na tym, że to książka napisana miernie, ale starająca się wejść trochę w psychikę postaci. Co zadziwiające, te proby wejścia wcale nie są jakieś złe. W ogólnym rozrachunku, nikeiedy się z autorem zgadzam i wydaje mi się, że rzeczywiście- ta postać może czuć to, a to. Dodatkowym plusem dla mnie jest ogromna wierność w stosunku do filmów (dwóch pierwszych części, bo akcja książki dzieje się przed akcją tzreciej części filmu). Wierność jest wprost niezwykła- Winegardner sięga nawet do wersji rozszerzonych obu filmów, nawiązując do obecnych w nich scen.
Reasumując- jeżeli ktoś ma świra (tak jak ja) i zdolny jest pochłonąć, obejrzeć i przeczytać wszystko, co związane jest z "Ojcem chrzestnym" (tak jak ja), to niech przeczyta. Jesli nie (a raczej na tym forum takich maniaków, jak ja więcej nie ma) to i tak raczej się na tą książkę nie natknie. Jeżeli się natknie, to niech nie przygotowuje się na powieść wysokiej klasy. Ot, takie kryminalno-mafijne czytadło.
Na chwilę obecną czytam dwie książki na raz, więc niewykluczone, że niedługo się znowu w tym dziale odezwę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nazariafiniarell
anioł stróż


Dołączył: 26 Mar 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze Świętego Miasta
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pią 18:42, 14 Maj 2010    Temat postu:

Bardzo lubię "Quo Vadis" Sienkiewicza, chyba jako jedyną książkę tego autora. Daje do myślenia o życiu codziennym w Rzymie, zarówno patrycjuszy jak i zwykłych, szarych ludzi.
Lubię też bardzo Sherlocka Holmesa Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcina
Samica Alfa


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 1887
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skądinąd
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 12:04, 21 Cze 2010    Temat postu:

Ostatnio nawiedziłam antykwariat i dorwałam się do "Wyzwolenia" S. Wyspiańskiego, na które polowałam ostatnie kilka lat. Prawie wycałowałam antykwariusza (biedaczek...) Very Happy
W ogóle, antykwariaty to kopalnia tanich książek i darzę je miłością wielką.

A poza tym powstrzymuję się od czytania biografii Lecha Kaczyńskiego, bo mamy ja zabrać na wakacje i przeczytać wszyscy; i tak się powstrzymuję już od miesiąca... Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 10:47, 28 Cze 2010    Temat postu:

Zanim wyjechałam z Wrocka, skorzystałam z targów wydawnictw - gratka dla fanów książek z mniejszym budżetem Wink Właściwie nie planowałam nic kupować, chciałam się jedynie rozejrzeć. Ale do przewidzenia było, że jak wokół mnóstwo książek o połowę tańszych niż w księgarniach, to nie ma bata, żebym czegoś nie kupiła. A ponieważ ostatnio mam jakąś fazę na klimaty związane z latami 20'-40' XX wieku, wybrałam książkę.

Małgorzata (względnie Margaret) O'Brien de Lacy "Dzikie gęsi z Zielonej Wyspy"

I wcale nie jest o Irlandii, ha! Przeciwnie, o Polsce. A dokładniej o życiu Margaret, kiedy wybuchła wojna. Powinnam chyba zacząć od przybliżenia samej autorki/bohaterki. To córka Marii z Duszyńskich i pułkownika O'Brien de Lacy. Dziewczyna, która znała się a to była spokrewniona z dawną, świetną-nieświetną elitą (Kossakowscy, Żeglińscy, Byszewscy), a w kolejnych opisywanych latach spotyka, niektórych wręcz epizodycznie ale jednak poznaje ich osobiście, całą masę ludzi, o których my uczymy się w szkole (Baczyński, Dubrawska, Szumowski, Schuch, członkowie Szarych Szeregów, Pawlikowska-Jasnorzewska, i innych).

Do tych jej koneksji podeszłam sceptycznie, jak zresztą do całej książki. Bałam się, że to będzie kolejna z tych wydumanych biografii, które opisują elytę intelygencji. Że będzie to "oh, kogóż to ja nie poznałam!" Ale z ulgą odetchnęłam, bo ani razu nie odczułam tego podbudowywania się osobami godnymi podziwu. Margaret opisuje ich tak, jak ich poznała, a przecież wówczas nikt nie przewidywał, że Baczyński czy Jasnorzewska będą tym kim będą, że wszyscy ich poznają. Że koleżanka ze szkoły, Dubrawska, z którą przyszykowała przedstawienie, zostanie założycielką Teatru Dramatycznego. To sie chwali autorce, że opisuje tę perspektywę, jaką miała wówczas, porzucając obecny status.

Druga obawa i niechęć z mojej strony wiązała się z formą. Autobiografia z lat wojennych. Większośc tego typu tworów rozrzewnia się na każdej stronie. Jasne, wojna i to co się w jej trakcie widzi, to tragedia. Ale uważam, że niektórzy to cholernie przekoloryzowują. Te rozpiski o strzelaninach na dziesięć stron, wyrażające jakże bolesne, zagmatwane uczucia i rozpacz. Do tego kocioł współczucia dla Żydów, wielkie poświęcenie, chęć walki, bla bla bla. ALE! Właśnie, w tej książce pojawia się "ale". Margaret nie popełnia tego wkurzającego błędu, nie opisuje makabrycznych, ściskających dupę scen godnych roli DiCaprio na Titanicu. Ona miała dziesięć czy jedenaście lat, kiedy wybuchła wojna, kiedy bolszewicy wypędzili ją i jej rodzinę z Augustówka, kiedy chłopi rozstrzelali jej ciotkę i wujka w Mołodowie, kiedy z tobołami szła z bratem i mamą w stronę warszawy. I opisuje wszystko oczami tej dziesięcioletniej dziewczynki, a nie dorosłej zadumanej inteligencji.

Świetnie opisuje siebie, jako dziesięciolatkę. Nie rozumieła co się dzieje i otwarcie to przyznaje. O tym, że swoją nienawiść do Niemców opierała nie na tym, że napadli na Polskę, tylko dlatego, że musiała zostawić dom, że swojego Konia musiała oddać wojsku. Dla dziesięciolatki to wkurzające, więc była małą rozgniewaną dziewczynką, która w ramach swojej wielkiej patriotycznej nienawiści pluła Niemcom pod nogi, albo rozsypywała gwoździe, żeby im przebić opony w samochodach. Bez skruchy czy wstydu przyznaje, że miała na to perspektywę tak płytką, jak może mieć dziesięcioletnie dziecko, rozzłoszczone ciągłym jedzeniem ziemniaków i niedobrego chleba. Własnego psa nazywała kolaborantem, bo merdał ogonem do Niemców i częstował się od nich smakołykami. Zresztą, na dalszych stronicach książki pisze wyraźnie, jaką była patriotką. Nas się karmi tymi wszystkimi wzniosłymi myślami, że każdy chciał wtedy walczyć, bo patriotycznie kochał kraj, bo trzeba było ducha narodowego wezbrać. A MArgaret chrzani ten patos, ona mówi prosto - to, w co jestem jak najbardziej w stanie uwierzyć, bo o to, o co walczyła ona, to ja też byłabym w stanie: "To była taka moja wojna. Moja i tylko moja wojna z Niemcami. To nie była wojna za ojczyznę, za Polskę, to była moja wojna za ojca, za Hugona, za Rudawską i Solariego."

Kolejny plus, drobniutki, ale zawsze. W tej starej Polsce, zawsze tak katolickiej, a wtedy to chyba stokroć bardziej, gdzie bohaterka uczęszczać musiała do szkoły w klasztorze. Biorąc pod uwagę, że Margaret korzenie ma irlandzkie, to w ogóle powinna ciągle na kolanach chodzić, prawda? Figa. Ona pokazuje, jak to było z tymi świętobliwymi siostrami, też mi duchowe wsparcie na wojnę. "Dziwiło mnie, że na nabożeństwach nie było nigdy modlitw za poległych, za tych, co w Oświęcimiu, w lasach, na polach bitewnych. albo kwestia "dziewiciu piątków" - "Trzeba było mieć dziewięć piątków, czyli przez dziewięć miesięcy w każdy pierwszy piątek, iść do spowiedzi i komunii. Dziewięć piątków i za to... No właśnie, co? Jakieś nadzwyczajne złagodzenie kar na tamtym świecie?"

A jak trafiłą do szarych Szeregów? Ten wielki duchowy patriotyzm możemy sobie wykreślić z listy. Oczywiście, później już odczuwa tę wyższą siłę, w miarę, jak dorasta i zaczyna uczestniczyć we wszystkim inaczej, niż wcześniej. Ale wcale nie zaczęło się od narodowego powołania. Margaret się po prostu nudziła, ot i cała historia. Nudziła się, a koledzy ze starej klasy należeli do Szeregów. Wciągnęli ją. No to się już nie nudziła.

Plusem, przynajmniej dla mnie, jest też całkowity brak przepastnych, uczuciowo głębokich opisów tragedii. Jedni to lubią, moim zdaniem jest to momentami sztuczne, dlatego cenię sobie tutaj tę prostotę. Margaret wyraża, że to było straszne, gdy np będąc trzynastolatką widziała na własne oczy, jak Niemcy rozstrzelali grupę ludzi, jak okna jej sypialni wychodziły na płonące getto. Nie były to opisy wielostronicowe, opisujące rozpacz łamiącą jej małe dziewczęce serce. Najwyżej na kilka linijek, prosto wyrażone uczucia przerażonej dziewczynki, która rozumiała coraz więcej, ale nie była tak sztuczna w swoich przeżyciach, jak niektórzy autorzy. "Zaczęło się rozstrzeliwanie... nie było gdzie uciec, nie było gdzie się schować, można było tylko nie patrzeć. Nie płakałam, ale łzy lały mi się po twarzy; ktoś kurczowo trzymał mnie za rękę, a może to ja kogoś trzymałam. Czułam, że powinnam patrzeć i zapamiętać ten widok, ale nie mogłam. Zastrzelonych zebrały te same budy. Ludzie ścierali krew chustkami i szalikami. Nie będę o tym więcej pisać.

Istotne jest również, że część książki to jej autentyczny dziennik z Powstania Warszawskiego. Pisała go, będąc piętnastolatką, sama przyznaje, że wiele jest tam naiwności.

Ale nie będę tu przecież opisywać i odsłaniać wszystkiego, co kryje ta książka. Nie jest arcydziełem. Ma średni styl, nie opowiada jednej wielkiej historii, a jedynie pokazuje kilka różnych wątków. Osią po prostu jest okres wojenny. Czyta się dobrze, ale nie doprowadza do łez (mnie osobiście to cieszy, ale wiem, że niektórzy lubią wyciskacze). Polecam do przeczytania, bo myślę, że każdy powinien sobie wreszcie zedrzeć pseudopatriotyczne klapki z oczu i podejść trochę bardziej realistycznie do tego, co się wtedy działo.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mnemosyne dnia Pon 10:50, 28 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulela
Pani Regent


Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 13:43, 05 Lip 2010    Temat postu:

Na życzenie Mnemo, recenzja Smile.

Jestem właśnie po niezwykle.. psychodelicznej książce Amandy Filipacchi. Powinnam się spodziewać tego, że "Miłość jest straszna" będzie w tym samym stylu co "Obłok" tej samej autorki, ale coś mnie ciągnie do twórczości tej kobiety,

"Miłość jest straszna" Amanda Filipacchi.

Wszystko zaczyna się od chwili, gdy Lynn, właścicielka jedenej z manchattańskich galerii sztuki uświadamia sobie, że nie ma marzenia, celu, niczego już nie pragnie, Przygląda się mężczyżnie, który obsesyjnie za nią chodzi i niezmiennie od jakiegoś czasu napasuje. Lynn zaczyna szukać lekarstwa na swoje zblazowanie. W krótkim czasie akcja przyspiesza, a sprawy przybierają wręcz surrealistyczny obrót.

Książka skupia się na zagadnieniu prześladowania. Różnych jego formach, sposobach radzenia sobie z obsesją, dziwactwie, silnej woli.
Troje ludzi śledzi się wzajemnie chodząc ulicami Nowego Yorku.
Między boharerami istnieje napięcie, przeplatają się różne emocje, uczucia, Zaborczość, zazdrość i chęć zaimponowania, brak reakcji ze strony obiektu pożądania. Bezsilność, poczucie niedocenienia, zachowania psychicznie niezdrowe.
Czyli coś dla wszystkich 'trochę innych' i 'bardziej niż inni zakręconych' Smile.

Szczerze? Sądzę, że to lektura całkiem przyjemna na popołudnie na balkonie w cieniu drzew z Coca Colą. Zaskakująca niektórymi momentami. Nie jest pisana na siłę. Jak tylko znajdziecie czas, powinniście sami ocenić czy porzemawia do wa ten typ humoru.

<recenzja "Brak wiadomości od Gura" kolejnym razem ^^>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Efcia
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 507
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 15:22, 05 Lip 2010    Temat postu:

"Dom Augusty" Majgull Axelsson. Niezwykle barwnie napisana (bardzo, bardzo lubię styl tej pisarki, ma według mnie wspólny pierwiastek z malarstwem- ta niezwyła obrazowość- a jednocześnie nie ma tutaj "lania wody") historia trzech kobiet, z trzech różnych pokoleń. Brzmi sztampowo? Może i tak, ale historia naprawdę wciąga, bo i losy są ciekawe, i sposób ich opisania znakomity. Nie nazwałabym jej książką typowo letnią, na sezon ogórkowy- jest na to zbyt ciężka, smutna, niekiedy wręcz przygnębiająca. Ale zwyczajnie dobra.
Drugą książka to "Drobny kłopot". Powieść obyczajowa, nie rzucająca bynajmniej na kolana. Pewnie nawet bym jej nie zrecenzowała, gdyby nie fakt, że na przodzie okładki widnieje urywek z recenzji opisujący ją jako "niezwykle zabawną". Za cholerę nie wiem, gdzie ta książka jest tak niezwykle zabawna. Czy w momencie, gdy mężczyzna owładnięty fobicznym lękiem przed rakiem skóry odcina sobie kawałek ciała z biodra, obawiając się, że widoczna tam zmiana jest zwiastunem tej śmiertelnej choroby? Czy też kiedy nakrywa swoją żonę w łóżku z kochankiem? Naprawdę, to co można niekiedy przeczytać na okładkach książek jest zwyczajnie kuriozalne...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Wto 13:10, 06 Lip 2010    Temat postu:

Dobra, pomarudziłam wam, to czas napisać tę rzeczoną recenzję. Nie będzie epistołą, jak poprzednia, obiecuję xD

Wciąż tkwię w klimatach polskich (tudzież okołopolskich) lat 20'-40'. Tym razem klimat starego Wrocławia, vel Breslau. Tak, kryminalna seria Krajewskiego. Zaczęłam od książki drugiej, którą podkradłam tacie, jako że pierwszej nie posiadamy Laughing A potem kolejne. "Koniec świata w Breslau" i "Widma w mieście Breslau", kryminały o klimacie zupełnie innym niż Christie czy Chmielewska. Bardziej mrocznie, mniej zabawnie, brutalnie i niestety niemiecko. Niestety, bo nigdy niemieckiego nie lubiłam, a jak sobie pomyślę, że się Niemcy po moim Wrocławiu panoszyli i co wyprawiali, to się irytuję. Ale taka prawda czasowa, pełna zgodność z najmniejszymi szczególikami historycznymi. Cenię właśnie to przywiązanie do szczegółów, zasięgnięcie języka gdzie trzeba i przedstawienie ludzi takimi, jakimi wtedy byli. Żadnego wybielania arystokratycznych dam, które miałyby się zajmować tylko i wyłącznie garderobą i oddychaniem. Nie ma też złudnego zachwytu nad tym, jak kiedyś wyglądał Wrocław, że niby był taki piękny i z klimatem przedwojennym. Bzdura, Wrocław jest tutaj ciemny, brudny, z zakamarkami i burdelami. I dobrze.

Główny bohater, Eberhard Mock, to nie Poirot ani Brad Pitt. Nie jest przystojny, nie jest dżentelmenem. Pije, klnie i bije żonę. Przy czym jednocześnie nie jest też przekoloryzowany na Lindę, bo ma wyrzuty sumienia, jest zakochanym idiotą, nie jest twardzielem o żelaznej szczęce. Powiedziałabym, że to taki bohater z krwi i kości, ale on bardziej jest z krwi i wódy. Czy ta postać się podoba? Jest inny od detektywów, do jakich się przyzwyczaiłam, ale to dobrze! Przy czym, o ile cenię ten realizm, to nijak Mocka nie da się lubić. Przynajmniej ja go nie lubię. To sku*****. Powoduje, że czytelnik ma cholerną rozterkę. Z jednej strony śledzi te losy, fascynuje się, co będzie dalej i jak Mock zareaguje gdy się dowie o żonie... a z drugiej strony ma się ochotę kibicować, żeby ktoś mu nakopał albo nawet momentami ukatrupił. Zresztą, szczerze powiedziawszy, w serii tych książek nie ma ani jednej postaci, która byłaby w jakimś stopniu niewinna, krystaliczna, czy dała się w pełni polubić.

Fabuła nie jest tak zakręcona relacyjnie, jak u Christie, ale tę prostotę da się docenić. Więcej, jak czyta się tu o miejscach zbrodni, to od razu nabiera się ochoty, żeby przejść się tymi trasami Wrocławia. Serio, nigdy wcześniej nie patrzyłam na kamienice w rynku na zaułki uliczek, które świetnie znam, z perspektywy tego, że kiedyś były zakapiorskie. Poza tym, wymyślne zabójstwa też wciągają, nawet gdy momentami wydają się przerysowane (a wierzcie mi, są chwile, w których się krzywiłam nad przesadą).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulela
Pani Regent


Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Nie 16:40, 11 Lip 2010    Temat postu:

Pozwolę sobie zamieścić notkę o wspaniałej książce 'Król szczurów'. "Brak wiadomości od Gurba" zostawię na inną okazję, bo jest to marne czytadło w zestawieniu z wcześniej wspomnianą pozycją.
Jestem "Królem szczurów" autentycznie zauroczona, pochłonięta bez reszty.
Dwa dni w moim pokoju byliśmy tylko ja i dzieło Clavella - warto było poświęcić mu czas.

Bohaterów jest wielu, ale na postacie przewodzące można wyznaczyć tytułowego Króla i jego przyjaciela - Marlowe'a.
Akcja dzieje się w obozie jenieckim Changi na wyspie Jawa. Żołnierze, oficerowie, wyźsi dowódcy traktowani są nieludzko, bez szans na ratunek. Ich jedną nadzieją są wieści z frontu - tak ciężko zdobywane, bo w obozie obowiązuje bezwzględny zakaz posiadania radia. Wszyscy uwięzieni czekają aż wojna się skończy a Japończycy pozwolą im wrócić do swoich rodzin.

Changi to miejsce, gdzie za jajko ludzie są w stanie zabić. Jedzenie i leki to rzeczy bezcenne. Perypetie ludzi gotowych na wszystko, by przeżyć, sytuacje kiedy trzeba wybierać między honorem, moralnością, a przetrwaniem i czarny humor Clavella to mieszanka niezwykle fascynująca. Najbardziej przerażające w pierwszym kontakcie z fabułą jest chyba to, jak człowiek z Changi potrafi przejść nad niektórymi sprawami do porządku dziennego, to jak się przyzwyczaja, znieczula, zawet dziczeje.

Z czystym sumieniem polecam "Króla szczurów" jako lekturę, bo to jedno z niewielu dzieł, które mogę zaproponować wszystkim bez żadnych zastrzeżeń. Nie będę ukrywać - to nie jest lekka książka, ale widząc wasze preferencje to nie odstraszy Was ta pozycja. Śmielszym i mającym trochę 'kapusty' radziłabym przeczytać książkę w oryginale. Gdy sama będę mieć w zasięgu ręki wersję angielską, chętnie przeczytam. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum .:: SATOR ::. Strona Główna -> Zainteresowania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
Strona 9 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin