Forum .:: SATOR ::. Strona Główna

.:: SATOR ::.
Forum fanklubu serii anielskiej Mai Lidii Kossakowskiej
 

Podupadła jasność

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum .:: SATOR ::. Strona Główna -> Fan fiction i fan art / Fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Wto 22:17, 23 Mar 2010    Temat postu: Podupadła jasność

Hmm, jakie napisać tu ostrzeżenie? Przede wszystkim takie, że po raz pierwszy w historii mojego autorstwa poruszam tematykę anielską. Nigdy wcześniej nawet nie zahaczałam o ten specyficzny klimat. Wiem, nie tłumaczy mnie to szczególnie, ale odczuwam potrzebę wyjaśnienia Rolling Eyes Szczerze przyznam, że jeszcze nie czuję się zbyt pewnie w tym tle fabuły, co prawdopodobnie wpływa na styl pisania.

Oczywiście naiwnie liczę, że opowiadanie przypadnie wam do gustu Wink Niemniej konstruktywna krytyka przyda się, żeby pomóc skromnej autorce rozwijać się dalej w anielsko-demonicznej tematyce.




Podupadła jasność




~ * ~

- Czyli mamy przerąbane? - Razjel zmrużył oczy, rozcierając palcami skronie.
Niewiele pomagało to na migrenę, wywołaną irytacją. Przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy by nie wbić sobie czegoś do głowy. Ale tej raczej będzie potrzebował, jeśli mieli wyplątać się z kłopotów, w które się wpakowali. Nie, Razjel nie uważał siebie za najmądrzejszego. Wciąż miał w sobie cienie skromności, które wśród wielu aniołów dawno przeminęły. Jednak patrząc na zwieszoną głowę Pana Objawień, przeczuwał, że to on będzie musiał się spisać.
- Jak świerki w grudniu. - Gabriel mruknął, wodząc opuszką palca po brzegu kieliszka.

- Wciąż do mnie nie dociera, że Michał... - Rafał wreszcie odważył się odezwać, ale nawet teraz jego głos uwiązł w gardle. - Może jednak nie zwariował i to on ma rację?
Rafał musiał w to wierzyć, musiał mieć nadzieję. W to, że Mikail wciąż był tym samym dobrym przyjacielem, który po prostu szybciej działał niż myślał. Że Daimonem nie zawładnął cień, a zniszczenie Ziemi to nieporozumienie. A nawet w to, czego inni przestali się chwytać, że pewnego dnia Pan do nich powróci.
- Zwariował czy nie zwariował, ma rację czy nie ma racji, ale w tej chwili nie mamy co na niego liczyć. - warknął Regent - Stoimy za cholerną szybką, przez którą możemy sobie jedynie popatrzeć, jak Michał i Daimon rozpierniczają Ziemię w strzępy. Jak runie z zastępami na Freya, to nawet Gwiazda Zagłady potrzebna nie będzie, bo zostaną tylko zgliszcza. Przy czym nie mam pewności, który sobie na tych zgliszczach zatańczy.

- Daimon to burzyciel. - Pan Tajemnic zauważył rzeczowo.
Gdyby już miał obstawiać w tej walce, to mimo wszystko właśnie na Freya.
- Michał strącił Lucka. - Rafałowi się wyrwało

- Mam olać Królestwo i zacząć przyjmować zakłady? - Gabriel warknął na nich - Może to mi wyjdzie lepiej niż polityka, bo wyraźnie się do tej nie nadaję.
- Do użalania też się nie nadajesz, więc przestań mazgaić! - Razjel gwałtownie zabrał kieliszek spod nosa Regenta, po czym przechylił haustem.
Co się u licha stało z tym Gabrielem, którego wszyscy znali? Którego znał Razjel. Chociaż był Panem Objawień, teraz sprawiał wrażenie zaciemnionego. A nikt inny go "objawić" nie mógł. Razjel westchnął, wypijając rubinowy trunek do końca. Mocne wino nie było tak słodkie, jak lubił. Chyba będzie musiał się przyzwyczaić, że od jakiegoś czasu wszystko miało gorzki posmak. Ten na podniebieniu przynajmniej przemijał, w przeciwieństwie do wydźwięku niedawnych wydarzeń. A Gabriel miał rację, że wkrótce mogło się stoczyć w dół, jak skała na Syzyfa.

Rafał, który siedział na krańcu stołu, przyglądał się swoim przyjaciołom z wahaniem. Był świadkiem kilku naprawdę poważnych kryzysów, kiedy też siedzieli w tym samym miejscu i decydowali. Było ich wówczas więcej. Wtedy też ignorowali jego obecność. Nie bał się odezwać, nie bał się ich złośliwości czy niechęci wobec jego słów. Po prostu bał się znów usłyszeć z ich ust, że Jasność ma ich gdzieś, a on powinien robić to samo wobec Jasności. Tym razem archanioł też chciał powołać się na Pana, a reakcje towarzyszy były przewidywalne. Mimo to zacisnął palce na brzegach szaty, chwilę ją miętosząc, aż zebrał w sobie siłę.

Chrząknął raz, ale nawet nie podnieśli głów. Gabriel mamrotał coś pod nosem, Razjel rozglądał się za kolejną butelką wina. Tak, wkurzą się, kiedy tylko wypowie słowo "Jasność".

- Potrzebna nam Jasność. - wydusił wreszcie z siebie.
Przez chwilę miał wrażenie, że go nie usłyszeli. Kiedy jednak głowa Pana Objawień powolutku zaczęła się podnosić, a spod powiek spojrzały lodowate zielone oczy, miał pewność, że doskonale słyszeli.
- Rafał. - Gabriel cedził słowa przez zęby - Jeśli jeszcze raz wspomnisz o Panu, to cię przechrzczę na Pana Głęboko Okaleczonych.
- Nie, nie. - Rafał potrząsnął głową - Przecież Jasność jako jedyna może określić, czy dała Daimonowi taki rozkaz czy nie. I może go odwołać. I może też wpłynąć na Michała. I...
- I może ci też odtworzyć zęby, jak je roześlę po całym Królestwie. - zacisnął dłonie na rzeźbionych oparciach krzesła, gotowy poderwać się i strzelić przyjacielowi w pysk.
- Dżibril, opanuj się. - Razjel z hukiem postawił na kolorowym szkle stołu pustą butelkę - Już mamy kilku niepoczytalnych na wolności. Chcesz się do nich przyłączyć? - przesunął wzrok na Rafała - Zmów sobie pacierz, jeśli tego potrzebujesz, ale nie zaczynaj akurat teraz z tą Jasnością.

- Nie mam na myśli tej Jasności. - oświadczył - Gdybyście mi dali raz wreszcie coś powiedzieć, może byście zrozumieli. Czasami ja też mogę mieć rację.

Razjel westchnął. Zerknął kątem oka na Gabriela, który próbował właśnie zamordować archanioła spojrzeniem, potem sam przeniósł na niego wzrok.
- Proszę, mów. - usiadł na krześle, wyczekująco wpatrując się w Rafała
- Cóż... - Pan Uzdrowień przełknął nieco nerwowo - Jasność mogłaby tu wiele pomóc. Wiem, wiem, Pan nas opuścił i nie mamy szansy go sprowadzić, bo już wszystkiego próbowaliśmy! - zastrzegł od razu, kiedy Gabriel głośniej zgrzytnął zębami - Ale na Ziemi przecież jest Jasność. Czy raczej odłamek Jasności.
- Zachciało ci się zbierać relikwii? - Razjel cmoknął z politowaniem.
- Nie relikwii.
- Nie będziemy szukać proroków. Teraz to i tak w większości schizofrenicy. - nie tylko nie dało się ich zrozumieć, ale bardzo dużo czasu zajmowało potwierdzenie autentyczności takiego proroka

- Nie proroków! Od setek lat ją olewamy, ale żeby o niej całkiem zapomnieć? - Rafał pokręcił głową wręcz z niedowierzaniem
Szczerze przyznając, sam o niej zapomniał aż do teraz. Na Ziemi roiło się od prawdziwych i mniej prawdziwych źródeł emanacji Pana, z których czerpali aniołowie niższego rzędu na spółkę z bogobojnymi ludźmi. Ostatnimi laty cudotwórcze miejsca kwitły wręcz, jak krokusy po stopniałym śniegu. Ludzie, chociaż ich cywilizacja schodziła na psy, potrzebowali uświęconych punkcików na mapie, gdzie mogli doczołgać się na kolanach. Ale nie wszyscy tam zaglądali. Oni nie. Tak, jak również nie spoglądali od siedemnastego wieku, na jeden z najczystszych pierwiastków Jasności. Bo w swojej ignorancji uznali go za nieprzydatny, nudny i poza ich jurysdykcją.

- Mam na myśli Esencję.

Żuchwa Gabriela przestała wydawać dźwięki zgrzytania, za to jego usta rozchyliły się nieznacznie w zdumieniu. Zielone tęczówki przestały iskrzyć gniewem.
- Esencja. - wyszeptał cicho - Krystaliczna cząstka naszego Pana.
Nie stworzona na podobieństwo Jasności, jak prarodzice, ale będąca dosłownym odłamkiem emanacji. Jakby fiolką krwi Pana, gdyby oczywiście miał krew.

- Rzeczywiście zapomniałem o jej istnieniu. - Wyparł je ze świadomości, nie mając użytku z tej wiedzy.
- Bo nigdy nie była przydatna. - Razjel zacytował słowami Regenta, wypowiedzianymi pięć wieków wcześniej. Albo i jeszcze dawniej.
- Bo nie była. - Gabriel przewrócił oczami
Poza nieustannymi modlitwami, współczuciem i bogobojnością, nie potrafiła wykazać się niczym szczególnym. A podobno miała w sobie potencjał, miała w sobie siłę, w końcu była skrawkiem Jasności zamkniętym w ludzkim ciele. Tylko nigdy ani promyczek tej potęgi się z niej nie wydobył.
- Możliwe, że teraz też nie będzie z niej pomocy. Ale... warto spróbować. - przesunął wzrok na Pana Uzdrowień - Rafałku, sądzę, że naprawdę warto spróbować. Tylko jak?
- Podobno czuwa nad nią sam Metatron. - Razjel poprawił rękawy ciemnozielonej szaty - Ale że nie mamy z nim żadnego kontaktu, to o dupę potrzaskał.

- Inne opcje? - Gabriel zaczął bawić się pierścieniem - Przecież nie będziemy przeczesywać Ziemi w poszukiwaniu najbardziej niewinnej, kochającej Jasność dziewicy. Chociaż w obecnych czasach pewnie zawęziłoby to krąg podejrzanych...

*

- Ty sukinsynu! - pięść Leny zmiażdżyła kosteczkę w jego nosie.
A potem kolejny cios pod jego żuchwę, aż zachwiało nim do tyłu. Instynktownie uniósł dłonie do twarzy, zakrywając ją asekuracyjnie. Prześcieradło, które przytrzymywał, z szelestem opadło na podłogę.

Drobna blondyneczka, do tej pory skulona w łóżku, z wielkimi wytrzeszczonymi oczami obserwująca brutalną scenę, wyskoczyła z pościeli. Zaczęła podnosić prześcieradło i okręcać nim biodra krwawiącego mężczyzny.
- Jesteś stuknięta! - głos blondyneczki brzmiał, jak potłuczona szklanka.
- Chcesz się przekonać, jak bardzo? - Lena pochyliła się w jej stronę groźnie. - Trzymaj gębę na kłódkę, bo zrobię z ciebie krwawy fresk w tej kaplicy seks-tyńskiej.
- Lenuś. - mężczyzna próbował ją objąć - Lentilko. To nie tak, jak myślisz.
- Nie tak, jak myślę? - zacisnęła dłonie w pięści, bliska strzelenia mu w pysk po raz kolejny - Czyli sugerujesz, że w ogóle nie myślę! Bo tylko, jakaś skończona bezmózga meduza uwierzyłaby w ten tekst.
- To była pomyłka. - chwycił ją błagalnie za rękę - Kocham tylko ciebie!

- Do dupy z taką miłością. - z ust Leny wyrwało się gorzkie prychnięcie - A pomyłka to była, jak się z tobą umówiłam. Jesteś jakąś wielką pomyłką genetyczną! Boską pomyłką! Boże, ty widzisz to i nie grzmisz? - wzniosła oczy ku niebu, ale oczywiście nikt z góry nie odpowiadał - Cóż... skoro Boga nie ma, to sama muszę wymierzyć.

Kolano wycelowała prosto w najczulsze miejsce, aż zgięło go w pół.

Kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi, wcale nie poczuła, jakby zamykała rozdział swojego życia. Paul raczej był podrozdzialikiem bez puenty, który czytało się z równą fascynacją, co książkę kucharską. Dodawał smaczek do życia, ale mógł być zastąpiony przez nowsze wydanie.

Jakby jednego palanta na dzień było mało, przed kamienicą Lena natknęła się na drugiego faceta, który uprzykrzał jej życie sporadycznymi odwiedzinami. Wysoki brunet w markowej koszuli nietrafnie dobranej do przetartych dżinsów. Ciemne okulary zasłaniające tęczówki w kolorze czystego srebra, którego żadne soczewki kontaktowe nie mogłyby imitować. Stał z dłońmi wciśniętymi w kieszenie, nonszalancko oparty o murek.
- Boga nie ma? - wyszczerzył się w stronę Leny - Zabawne, słyszeć to z twoich ust.
- Wal się, Jazz. - minęła go.
A on oczywiście podążył za nią. Jego długie nogi z łatwością dogoniły jej przyspieszone tempo.
- Masz problemy z agresją, wiesz? - po raz pierwszy od kilku wcieleń miał okazję widzieć ją w roli rzeczowej kobiety, a nie słodkiego, nudnego kwiatuszka.
- I z psychiką, skoro znów cię widzę. - Lena mruknęła, jakby sama do siebie.

Kiedy miała sześć lat, sądziła, że Jazz jest wytworem jej wyobraźni. Chociaż był zbyt dziwny i bezczelny, jak na wymyślonego przyjaciela. Szczególnie, że czasami strasznie klął. Kiedy Lena skończyła lat dwanaście, uznała go za zboczeńca i pedofila, który chce ją skrzywdzić. Nasłała na niego nawet dzielnicowego, ale facet dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Od siedemnastego roku życia natomiast, przekonana była o rozwijającej się schizofrenii. Bo jak inaczej zaklasyfikować rozmawianie od czasu do czasu z mężczyzną, który podawał się za upadłego anioła?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mnemosyne dnia Wto 22:18, 23 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulela
Pani Regent


Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Wto 23:12, 23 Mar 2010    Temat postu:

Całkiem ładny tekst. Ostatnio jednak mam uczulenie na postacie damskie, chyba ich nadmiar w literaturze mnie przytoczył, toteż wzmianka o Lenie mnie jakoś wybiła.
'Bohaterka, która jest cool i ratuje świat', tym mi to jedzie, wybacz.
Ogólnie podobało mi się. Mimo kilkoma kolcami stylistycznymi (drażniącymi mnie podczas czytania), wszystko jak najbardziej 'na tak' Smile.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Wto 23:37, 23 Mar 2010    Temat postu:


Paulela napisał:

'Bohaterka, która jest cool i ratuje świat',

Hehe, a kto powiedział, że ona będzie chciała ratować świat? Wink ale rozumiem, że takie wrażenie sprawia. Popracuję nad tym!


Cytat:
Mimo kilkoma kolcami stylistycznymi (drażniącymi mnie podczas czytania), wszystko[b] jak najbardziej 'na tak' Smile.

Gdybyś mogła wskazać, które kolce masz na myśli? Łatwiej jest mi wówczas pilnować technicznych błędów.

I dziękuję za miłe słowa mimo wszystko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcina
Samica Alfa


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 1887
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skądinąd
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Śro 0:30, 24 Mar 2010    Temat postu:

heeej, a czy to będzie miało ciąg dalszy? No, ja mam nadzieję Wink
Na razie - podoba mi się. Bez fajerwerków, ale czyta się lekko. No i udało ci się rozbudzić moją ciekawość Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Efcia
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 507
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Śro 13:34, 24 Mar 2010    Temat postu:

Powiem tak- pierwsza część znacząco bardziej przypadła mi do gustu. W przypadku Leny miałam bardzo podobne wrażenie, co Paulela- bohaterka może kolczasta, ale pewnie w głębi duszy bohaterska itp.. Skoro jednak tak nie jest, to jestem ciekawa jaką rolę dla niej planujesz.
Czasami rzeczywiście trochę kolczaście.
Przede wszystkim np. w takim zdaniu:
"- I z psychiką, skoro znów cię widzę. - Lena mruknęła, jakby sama do siebie. "
(to tak pierwsze lepsze z brzegu) nie stawiamy tej kropki na końcu zdania w wypowiedzi.
I czasami stylistycznie też trochę leży, ale dam sobie spokój z wprowadzaniem poprawek, bo moja stylistyka też potrafi pozostawiać wiele do życzenia.
Miałam też lekkie wrażenie chaotyczności, ale to taki mój prywatny świr, którego powód jest praktycznie nie do wytłumaczenia Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 13:52, 29 Mar 2010    Temat postu:

~ * ~

I poślę cię przed nich! Ukochanego, ale nieprzyjaciela, który strąci dzieci nieprawe. A nie odważą się sprzeciwić tobie ani przewinić, bo Moje imię jest w tobie!

Głos, który wydawał się być echem dziesiątek innych głosów, wibrował w głowie Leny głośniej niż wiertarka sąsiada za ścianą. Nakryła głowę dużą poduszką, ale nie pomagało uciszyć wołania. Próbowała nawet wepchnąć sobie rogi poszewki w uszy. Szybko je wyjęła, kiedy nieprzyjemny pisk rozedrgał na bębenkach. Zerknęła w stronę elektronicznego zegarka na nocnym stoliku. Piąta trzynaście. Moje imię jest w tobie, powtórzyło się ponownie, jakby jeden z tych dopadających ją głosów, chciał coś podkreślić. Cokolwiek miał na myśli, Leny to nie interesowało. Zwłaszcza o piątej nad ranem! Marzył się jej spokojny sen, co najmniej do ósmej. Ilekroć jednak próbowała znów zamknąć powieki, w głowie roznosił się pogłos.

Kiedyś był przejmujący, niemal ją przerażał. Zdarzało się, że budził ją w środku nocy, albo rozbrzmiewał salwą armatnią podczas lekcji. Bywał groźny, wybrzmiewający tysiącem trąb i organów. Był zbudowany z chóru głębokich głosów. Z biegiem lat jednak stał się po prostu irytujący, zwłaszcza jego enigmatyczne zwroty. Wydawał się być archaiczny i wzniosły. Nigdy nie rozumiała, co ten głos do niej mówi. Psychiatra też nie rozumiał, ale na spółkę z psychologiem zrobili sobie bardzo użyteczną, błyskawiczną teorię, już na pierwszym spotkaniu. Mogli swoje diagnozy pakować w kolorowe torebeczki i sprzedawać, jak chińskie zupki - już po trzech minutach każdy znałby rozwiązanie dla swoich problemów. Przyszło więc Lenie udawać, że wszystko rozumie. Zdiagnozowana schizofrenia. Taką diagnozę Lena wystawiła sobie sama, zanim jeszcze rodzice posłali ją do lekarza. Nawet dla niej słyszenie głosów odbiegało od normy. Z drugiej strony, być może to ona od zawsze odchylała się od społecznej normalności, a głosy przyszły dopiero po czasie, jako bonus? Teorii tej nie podzielał psychiatra, dla którego głosy dudniące w głowie muszą być schizofrenią, nie tylko wyrazem buntu.

O widywaniu Jazza nie wspominała, bo nie wypuściliby jej z białego pokoju.

Głos usłyszała po raz pierwszy, kiedy miała około dziewięciu lat. Ale Jazza widywała już wcześniej. Czasami miała wrażenie, że po prostu znała go od zawsze. Na tyle, na ile można było znać urojonego upadłego anioła.

Lena przeczytała wiele książek o schizofrenii i o psychozie, o wszelkich ich pochodnych. W każdym przypadku, z jakim się zapoznała, chorzy psychicznie ludzie wiedzieli o swoich urojeniowych tworach bardzo dużo. Wiedzieli, co taki wytwór wyobraźni myśli, czego chce, czym się zajmuje. Tworzyli dla nich odrębny, pełen szczegółów świat. Tymczasem ona była dziwactwem nawet wśród schizofreników, bo o urojonym aniele nie wiedziała prawie nic. Miał na imię Jazz. Podawał się za upadłego anioła. I zjawiał się w najmniej odpowiednich momentach.

Raz wszedł jej pod prysznic!

Pomyślałby kto, że upadłe anioły nie mają się czym zajmować, tylko podglądaniem szesnastoletnich wariatek w kabinie prysznicowej.

Jazz próbował jej kiedyś wyjaśnić, jak funkcjonuje to całe piekło, które nazywał Głębią. Pogubiła się już przy wyliczaniu tych wszystkich książąt piekielnych i ich atrybutów. Najmniej w tych historyjkach podobało się jej, że nie było diabłów. To znaczy nie takie, jakie sobie zawsze wyobrażała. Żadnych rogów, ogonów, kopyt. I podobno Lucyfer też nie miał głowy kozła.

To co to za piekło, ona się pytała?

Lena wstała w końcu z łóżka. Obudzone myśli nie chciały się już ułożyć do snu, chociaż chór głosów umilkł przed kilkoma minutami. Poszła do łazienki, zimne kafelki pod stopami ocuciły ją jeszcze skuteczniej. Ochlapała twarz wodą i spojrzała w lustro. Brązowe tęczówki nakrapiane miała złotymi plamkami, ale w jaskrawym świetle łazienkowej żarówki wydały się śmiesznie żółte. Pod powiekami półksiężyce sinawego zmęczenia. Zmrużyła oczy, odgarniając przydługą grzywkę, która złośliwie ponownie pakowała się do oczu. Przytrzymała się umywalki, kiedy do głowy gwałtownie napłynęła potężna fala szumu. Ale żaden głos nie wybrzmiał, tylko trzeszczało w eterze.

Szafkę z lekami miała w kuchni. Matka zawsze się piekliła, że apteczkę należy trzymać w łazience, jakby to była ustalona norma dla wszystkich ludzi. Lena tym bardziej nie chciała normie podlegać, więc trzymała fiolki tam, gdzie jedzenie. Białe pastylki traktowała, jak codzienny podwieczorek.

Wieczko Chlorprotixenu nie chciało ustąpić i po chwili szarpaniny, kiedy Lenie udało się je oderwać od fiolki, wszystkie tabletki wysypały się na blat. Kilka pigułek wrzuciła z powrotem do pomarańczowej buteleczki. Ale resztę zaczęła układać. Przesuwała je wskazującym palcem po kontuarze, uśmiechając przy tym przewrotnie. Kiedy dzieło było ukończone, wybuchnęła śmiechem. Nie chichotem wariatki, która zapomniała łyknąć lekarstwo, ale najzwyczajniejszym w świecie śmiechem.

Było coś piekielnie ironicznego w wisielcu ułożonym z psychotropów.

- Masz pokręcone poczucie humoru - zabawę przerwał jej niespodziewany głos.
Bynajmniej nie docierający z głowy Leny. Jazz stał oparty o framugę otwartych na oścież drzwi balkonowych. Dziwne, pomyślała Lena, była pewna, że zamknęła balkon na noc. Ale szybko przypomniała sobie, że to w końcu urojenie, a takowe przekraczają granice zasad fizyki. Jazz był młodym mężczyzną, przed trzydziestką, a kiedy się uśmiechał łobuzersko, wydawał się jeszcze młodszy. Krótko obcięte, czarne włosy, wydawały się mieć atramentowy odcień. Skóra barwy pustynnego piasku i ciemna oprawa oczu, uwydatniały zimne srebro jego tęczówek. Jak najczystszy kruszec, z domieszką lodowych iskier.
- Powiedziało urojenie - Lena zgarnęła pigułki i wsypała do fiolki.
Jedną z tabletek łyknęła szybko, nie popijając. Pastylka stanęła na chwilę w gardle, w końcu spadając w dół. Neuroleptyk miał niwelować stany omamów, ale postać zniknąć nie chciała.
- Jak masz zamiar tutaj siedzieć, to zamknij okno. Wieje po nerkach - machnęła na niego, jak na natrętną muchę

Spojrzenie Jazza przesunęło się po jej sylwetce. Lena nie była katalogową pięknością. Miała trochę nadwagi i mało zgrabne nogi. Okrągłą buzię otaczały falujące ciemne włosy, obecnie w całkowitym nieładzie, z przydługą grzywką. Nie była kobietą, za jaką obracają się faceci na ulicy. Ale w jej oczach, w samych pozłacanych tęczówkach, mienił się niezwykły magnetyzm. Silniejszy niż krzesała spojrzeniem sama Lilith. Oczywiście Suka miała wszystkie inne atuty, od najdrobniejszych szczególików anatomii po całokształt swojego wyglądu. Jednak jej siła wewnętrznej grawitacji nie równała się Lenie. Bez względu komu spojrzała w oczy, byli zafascynowani. Niekoniecznie się podobała, nie bywała lubiana, lecz po prostu budziła niepokój i ekscytację. Jak prawdziwy odłamek emanacji Pana. Niepojęty, denerwujący, a jednocześnie tak czysty.

Ze wszystkich elementów na Ziemi, które tchnęły niebiańską mocą, mających Pańskie błogosławieństwo, Lena była źródłem najsilniejszym. Ale też najlepiej ukrytym. Jazz się o to postarał. Kiedy najwyżsi z Królestwa przestali zwracać na nią uwagę przed wiekami, wyczuł dobry moment dla siebie. Początkowo go nie dziwiło, że Regent i jego kumple zapomnieli o Esencji. W swojej oświeconej czystości, skromności i bogobojności była nie tylko nudna, ale też bezużyteczna. Cierpliwość Jazza zaczynała się wreszcie opłacać, bo w swoim obecnym wcieleniu Esencja stanowiła przeciwieństwo wszystkiego, czym była wcześniej.

- Po co łykasz to świństwo? - wziął do ręki fiolkę Chlorprotixenu, którą postawiła na nocnym stoliku
- Żeby cię odstraszyć - Lena ziewnęła - Czosnek nie działał.

Jazz uśmiechnął się szeroko, odsłaniając wszystkie zęby. Wzdrygnęła się, jak zawsze, kiedy się tak uśmiechał. Nie tylko czaiło się coś groźnego w tym uśmiechu. Górne kły miał nieznacznie wydłużone i szpiczaste, jak rasowy, filmowy wampir.

Ułożyła się na boku, zawijając kołdrę pod głowę i pomiędzy nogi. Zerknęła na upadłego, który bezczelnie rozłożył się po drugiej stronie łóżka.
- Nie znikniesz, co? - westchnęła zrezygnowana
- Nie - znów się uśmiechnął, wiodąc spojrzeniem po jej nagim udzie
- Mam lekarza do dupy. Po lekach chce się rzygać, a ty i tak wciąż się pojawiasz.
- A nie przyszło ci do tej twojej główki - popukał ją palcem w czoło - Że jestem prawdziwy? I głosy też?
Przez dwadzieścia dwa lata jej życia usiłował ją przekonać, że nie jest urojeniem schizofrenicznym i do tej pory spełzał na niczym. Była uparta bardziej niż oślica, na której posadzono Syna przy wjeździe do Jerozolimy.
- Nie masz rogów, nie masz ogona, ani kopyt. Co z ciebie za diabeł, phi. I imię masz takie niepiekielne - Lenie nigdy nie przyszłoby do głowy, że stworzenie z piekła może nazywać się Jazz
Spodziewała się Belzebuba, Mefistofelesa czy innej maszkary.

- Kotku, imię to ja mam anielskie - w srebrnych tęczówkach błysnęło coś zimnego
- Taak - znów ziewnęła, przeciągając się przy tym - Upadły anioł. Taki z ciebie kumpel tego tam, Lucyfera, tak?
- Nie do końca. Nie strącili mnie z Luckiem - Jazz przymknął powieki, w pamięci przywołując szarpaninę z Michałem. Na długo przed buntem Lucyfera.
- Lucek - Lena prychnęła cicho - I pomyśleć, że ludzkość tak się boi spotkania z diabłem.

- No, to opowiedz mi, mój przystojny omamie, za co zrzucili cię z wysokości - powiedziała ze znudzeniem, zamykając oczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Efcia
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 507
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 18:49, 29 Mar 2010    Temat postu:

Tak się zbierałam i zbierałam do skomentowania... I w końcu się zebrałam.
Widać jaki kierunek studiów masz (prawie) za sobą Very Happy
Podoba mi się takie podejście do postaci Leny. Rzeczywiście, w tym odcinku widać, że to nie jest typ "bohaterki ratującej świat". W ogóle szersza charakterystyka bardziej mnie do niej przekonała. A wizja upadłego anioła objawiającego się pod prysznicem była całkiem sympatyczna Razz No i te diagnozy pakowane w kolorowe torebeczki i sprzedawane jak chińskie zupki...
Z tego co szczególnie rzuciło mi się w oczy:


Cytat:
To co to za piekło, ona się pytała?

Z tym zdaniem jest zdecydowanie coś nie tak. Poprawiłabym, ale w sumie nie mam pewności, czy Lena pytała się "Co to za piekło?" Jazza, czy też samej siebie. Zresztą nie jestem pewna, czy chciałabyś moich poprawek...
Ogółem- pozytywnie. Czekam na więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 20:40, 29 Mar 2010    Temat postu:

Taak, moje zawodowe spaczenie często ujawnia się w moich małych tworach. Aczkolwiek pierwszy raz piszę o aż tak "psychicznej" postaci Wink Mam nadzieję, że jej nie zniszczę. Zwłaszcza, że cieszy mnie, iż powoli się do niej przekonujesz.

Z tym przytoczonym zdaniem rzeczywiście jest coś dziwnego. Dopiero teraz zwróciłam na nie uwagę. Chyba ta druga część "ona się pytała" głupio brzmi. Wystarczyłoby "To co to za piekło?"

A poprawki przydają się zawsze, żeby móc pracować nad stylem. Mam pragnienie rozwoju, a nie tkwienia w miejscu! Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Efcia
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 507
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 21:05, 29 Mar 2010    Temat postu:

Jesli chodzi spaczenie to ostatnio z koleżanką z grupy (której nawiasem mówiąc własnoręcznie podsunęłam "Siewcę wiatru" i który ją zachwycił) stwierdziłyśmy, że Daiomn cierpi na osobowość wieloraką... A to dopiero drugi rok studiów! Co będzie później?!
Zgadzam się, wystarczy "To co to za piekło?".
Jak mózg będzie mi sprawniej działał to mogę powęszyć w poszukiwnaiu błędów, ale to nie dzisiaj=D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 21:35, 29 Mar 2010    Temat postu:

Daimon i osobowość wieloraka? Ciekawa hipoteza. Ja zawsze obstawiałam u niego borderline Very Happy a Lilith jest socjopatyczna, ale to żadne odkrycie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Efcia
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 507
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 21:58, 29 Mar 2010    Temat postu:

Trzeba przeanalizować jeszcze pozostałe postacie i nagle okaże się, że wszyscy wymagają gruntownej terapii... Very Happy
Trochę mi niestety wiedzy jeszcze brakuje na tym etapie nauki, dopiero wchodzę w sferę tych wszytskich zaburzeń.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum .:: SATOR ::. Strona Główna -> Fan fiction i fan art / Fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin