Forum .:: SATOR ::. Strona Główna

.:: SATOR ::.
Forum fanklubu serii anielskiej Mai Lidii Kossakowskiej
 

historie z mroków Głębi...
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum .:: SATOR ::. Strona Główna -> Fan fiction i fan art / Fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Efcia
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 507
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pią 13:37, 11 Cze 2010    Temat postu:

Mnemo, jakże kusząca propozycja! Szczerze żałuję, że konieczność przygotowywania się do sesji uniemożliwia mi lekturę tego, jakże zapewne pasjonującego, dzieła! Twisted Evil

Ej, dziewczyny, co to ma być? Razz
Kaczuszk@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk_Śmierci
anioł z Zastępów


Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Głębia
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 21:03, 13 Wrz 2010    Temat postu:

W poczuciu kolejnego samobójczego nastroju (jak na Kruka przystało), naszła mnie ochota, by dodać nowe opowiadanie. jako, że to FF należy do tego samego cyklu, prezentuje je tutaj, mam nadzieje, że tak nie będzie nikomu to przeszkadzać.
za wszelkie błędy z góry przepraszam.

Cykl: Historie z mroków Głębi
Osoby: Lampka, Azazel, Belial, Mefisto
Uwagi: inspirowane pewną plotką (Zbieracz Burz, t. I)
inne uwagi: nie wiem, czy popisałam się znajomością zabytkowych klasztorów... proszę mi wybaczyć, chciałam, by było trochę bardziej swojsko
Dedykowane mojej wspaniałej przyjaciółce : )



CZERWONY ŚWIT

Ledwo nastał świt, czerwoną zorzą, jak krwią, haftując cały horyzont. Nawet harpie, wciąż w objęciach słodkiego snu, nie poderwały się jeszcze do lotu, by krążyć nad zimną powierzchnią Jeziora Płomieni. Jednak nikt z zebranych nie zwrócił na to uwagi. Nie, gdy w prywatnych kwaterach władcy Głębi trwała wrzawa.
- Nie chcesz usłyszeć naszej wersji? – padło zmęczone pytanie.
-Waszej wersji? – warknął Niosący Światło, z impetem uderzając w blat swego biurka. Nieszczęsny mebel zatrzeszczał, jakby w proteście na tak brutalne traktowanie, a z końca pokoju dobiegły głuche jęki skacowanych Mrocznych. Siedzieli w czworo w zaciemnionym grubymi zasłonami pokoju. Niosący Światło, Mefistofeles i dwoje winnych całego zamieszania – Azazel, szef głębiańskiego wywiadu i Belial.
Lucyfer, płonący gniewem jak rzadko kiedy, wstał od swego biurka i podszedł do okna, przeczesując nerwowo krótko ostrzyżone włosy. Ani Belial, ani Azazel nie chcieli patrzeć na niego, ciągle zbyt skacowani, ale wystarczająco trzeźwi, by wiedzieć, że trafili na dywanik. A gdyby się tego nie domyślili, wystarczyło jedno spojrzenie na długie lotki piór ich zwierzchnika – sztywne i zjeżone po same końcówki, podrygujące w rytm złego nastroju swego właściciela. Mefistofeles – jak czarny jastrząb spoglądał na nich oparty o biurko Lucyfera. Sam nie brał udziału w pijackiej zabawie, toteż spokojnie mógł nacieszyć się ich niedolą. Co czynił bez skrupułów. Zwłaszcza, że z Lucyferem spędzili kilka godzin w zacinającym wściekle deszczu, w środku zimnej nocy, by znaleźć swoje „zguby” i dotransportować ich do obecnego pokoju.
- Możesz ciszej trochę, co? – Azazel, zabunkrowany w skórzanym fotelu masował sobie skronie. On i Belial nadal dochodzili do siebie po ostatniej wyprawie na Ziemię. Ból był nieznośny, nawet skrzydła go bolały. I jeszcze miał tłumaczyć się przed władcą piekła z porażki, o której już niemal wszyscy gadali. Belial siedział na krawędzi łóżka, na przeciw niemu, tak samo zmęczony.
- Chętnie bym ci opowiedział, ale jedyne, co pamiętam, to jak znaleźliśmy się na Ziemi – przyznał bezwstydnie Azazel. – Potem długo, długo nic... tu chyba zwymiotowałem, dalej ciemność, aż w końcu zgarnąłeś nas z ulicy.
- To ci przypomnę – Lampka rzekł bardzo spokojnie. Teatralnym głosem zaczął cytować dziś rano zasłyszaną plotkę – „Napruci gorzej niż merkawa w trybie bojowym, wzięli się straszyć w jednym zabytkowym klasztorze, ale byli tak nawaleni, że opat ich wyegzorcyzmował i zanim się spostrzegli, wylądowali znów dupami w Głębi”. Brzmi znajomo?
- A co oni tam mogą wiedzieć… – Belial bardziej stwierdził, niż zapytał. – Byliśmy przecież sami. Zresztą, tam od razu straszyć.
- To, po co tam poleźliście? – zapytał chichoczący Mefisto. On, tak samo jak Lampka nie bawił się w „opętywanie”, czy nawiedzanie, ale nie było żadną tajemnicą, że Belial traktował to jak hobby. Azazel zmierzył się spojrzeniem ze swoim towarzyszem niedoli.
- No właśnie, po co tam poszliśmy? – zapytał w końcu, nie mogąc sobie nic przypomnieć.
- Pozwiedzać – skwitował Belial, nie łudząc się ani przez chwilę, że to usatysfakcjonuje Lampkę. Mefisto aż zasłonił dłonią usta, niby kaszląc, by zatuszować swoje parsknięcie śmiechem. To był największy ubaw roku, a on nie zamierzał tracić ani sekundy z tego.
- Pozwiedzać, mówisz? – Lucyfer oderwał się od widoku za oknem. Na niebie, choć dopiero nastał poranek, już kłębiły się chmury. Będzie burza, pomyślał. Od miesięcy wszystko było dla niego utrapieniem. Coś złego czaiło się w niedalekiej przyszłości – czuł to. Lęk sączył się zimnym jadem w jego żyły, zatruwając myśli i sen. Oprzytomniej! Nakazał sobie stanowczo, na powrót kierując uwagę na swych gości. Stanął twarzą do nich, do swoich przyjaciół, jeszcze z czasów, gdy był żołnierzem Jasności. Zmierzył ich złowrogim spojrzeniem.
- Więc, czemu was egzorcyzmami strzelili w pysk?
- Ja ci wszystko opowiem – zaczął podejrzanie ożywiony wiśniowowłosy Mroczny, już gotowy sklecić ze swoich urywanych wspomnień odpowiednią historie. Mefistofeles aż zatarł z uciechy ręce, sadowiąc się wygodnie na skraju biurka.
- Widzisz, zaczęło się od tego, że spotkaliśmy tam grono ślicznych dzierlatek... A, nie, to było wcześniej. No w każdym bądź razie, natknęliśmy się wieczorem na zbrojny w różańce oddział specjalny moherowych beretów. To poszliśmy za nimi, bo wiesz, takie pełne życia nagle się wydały, a te zawsze takie są jak widzą tego swego... Az, jak oni go tam zwą?
- Ojciec nadrektor.
- Chyba dyrektor. A zresztą, co tam. W każdym bądź razie rozprawiały, że szykują się uroczystości w tym klasztorze. Wszystkie one gadały jakby tam cud się zdarzył, to postanowiliśmy wybadać sprawę.
- Aż nie chcę wiedzieć, gdzie wyście poleźli – Lampka ciężko westchnął. Znał dobrze Beliala, więc był pewien, że przez tą historię nabawi się kolejnej migreny.
- Więc nie pytaj – rezolutnie zauważył Belial, jednak Mefisto, z iście szatańskim uśmiechem, postanowił się wtrącić.
- Ale ja chcę wiedzieć!
Azazel zmierzył go morderczym wzrokiem.
- A gdzie solidarność braterska?
- W Głębi? – zapytał zdziwiony Mefisto. – Az, musiałeś nieźle przywalić tym dupskiem, skoro ci się od tego w głowie pomieszało. W Głębi solidarność to gatunek na wymarciu!
- Mef! – warknął ostrzegawczo Lampka. Upadły Anioł o krogulczym profilu tylko wzruszył ramionami. – Więc gdzie wylądowaliście?
- Um... w Częstochowie? – zapytał niepewnie Belial.
Azazel potarł podbródek w zamyśleniu.
- A to nie był Toruń?
- Tam byliśmy na początku. Wiesz, to ci od tego śmiesznego radia. Potem była Częstochowa.
Niosący Światło poczuł usilną chęć uderzenia głową w najbliższą ścianę.
– A wy tam powlekliście się straszyć?
Zapytani Mroczni spojrzeli po sobie. Azazel przeczesał swoje fiołkowe kosmyki, czekając aż jego towarzysz coś powie. On sam naprawdę niewiele pamiętał.
- Bo to głupia sprawa – rzekł w końcu Belial. Lucyfer uniósł brew w pytającym geście.
- W sumie to chcieliśmy straszyć, tylko, że wpadłem na wiaderko. No mówię ci, kto zostawia wiadra na środku korytarza, w środku nocy!
- No proszę cię! – zaśmiał się skrytobójca. – Jestem na dywaniku u władcy Głębi, przez głupie wiadro i twoją niezdarność?
Belial zmierzył go morderczym wzrokiem.
- Odezwał się mądry. Ja nie zarywałem do figury jakieś świętej. Ani nie gadałem do świecznika!
- Ale on taki ładny był. I tak ładnie świecił.
Lampka z głuchym łoskotem uderzył głową w ścianę.
- Jasności, za co to wszystko?!
- Za całokształt twórczy? – dopowiedział radośnie Mefisto, rad, że złość zaczęła wyparowywać z jego przyjaciela. Wściekły Lucyfer był naprawdę niepokojącym widokiem. Biło wtedy od niego Światło, ale tak bardzo odmienne od codziennego ciepła. To zdawało się być wściekłe jak płomień, ale zimne jak najgłębsza pustka kosmosu.
Lampka podszedł do barku, nalał do szklanicy czystą wodę. Spojrzeli na niego pytająco.
- Dobra. Już się uspokoiłem – rzekł, burząc taflę wody w szklance. – Wiecie, czemu się czepiam, prawda? Belial jak Belial, ale ty Azazello reprezentujesz rząd poniekąd. I takie wpadki naprawdę mi nie pomagają.
- Sorry, szefie – skrytobójca pojednawczo uniósł ręce. Był z natury hardym i dumnym Mrocznym, jednak do Lucyfera czuł szacunek. W sumie jego postać łączyła i spajała ich małe grono Potępieńców. I wiedział, że Lampka martwi się bardziej niż mówi. Bo tak naprawdę władca Głębi nie był zły z powodu całej tej gadaniny plotkarzy, czy drwin z ust opozycji. Przetrwał o wiele gorsze katastrofy. Martwił się, bo choć w większości przypadków egzorcyzmy tylko odsyłają demony do Głębi, to ich siła może okazać się niebezpieczna dla odsyłanego. Lucyfer sam na własne oczy widział, jak taka magia płynąca od samej Jasności niemal zabiła jednego z Mrocznych. Niepokoiło go, że ta cała zabawa Beliala, to w rzeczywistości jego słodkie życzenie śmierci. Wiśniowowłosy Mroczny był znany ze swoich długotrwałych depresji, a Lucyfer nie zamierzał dopuścić, by się zabił w jakiś durnowaty sposób. Zwłaszcza, gdy był potrzebny.
Zapadła na chwilę cisza, już nie ta ciężka, męcząca, tylko pełna zrozumienia między przyjaciółmi. Było niemal jak za dawnych dni. Siedzieli razem i się wspierali, to drwili i śmiali. Było niemal idealnie, choć brakowało pewnej osoby – lecz nikt nie śmiał o tym teraz wspominać.
- Więc o co w końcu poszło? – zaśmiał się chytrze Mefisto. – Kolejny zakład?
- Znowu? – jęknął Lucyfer. Od mileniów Głębianie mieli nawyk zakładania się, kto więcej namiesza w świecie ludzi. Lampka stronił od tego z wielu powodów, choć i jemu – z polecenia Jasności, zdarzało się brać udział w poddawaniu próbie czyjeś woli. Coś, co by najchętniej uniknął, ale nie miał jak. Do tej pory pamiętał Krzyż i śmierć Boga. W pewien sposób zazdrościł ludziom. Dla nich Jasność zawsze czekała, dając drugą szansę, gdyby zbłądzili. I trzecią i czwartą i milionową nawet. On za to, za jeden błąd będzie płacić do końca swego żywota, bez przebaczenia. Do rzeczywistości przywróciły go znajome głosy.
- Taa – przyznał Azazello. – Chociaż nie pamiętam, o co. Bel?
- Cóż, wydaje mi się, że to miało związek z tamtym świecznikiem, do którego się przyczepiłeś.
- Bel, może i urwał mi się film, ale wiem, kiedy zmyślasz – burknął urażony skrytobójca pierwszej klasy. Wiśniowowłosy mężczyzna zawsze uchodził za tego najrozsądniejszego z ich grona. Milczek, ze spokojnym uosobieniem, jednak to były pozory. Pod tą fasadą kamiennej twarzy roił się cały kosmos psotliwych pomysłów.
- No dobra, dobra, spokojnie – rzekł Bel, podnosząc pojednawczo dłonie do góry. Mamrocząc pod nosem, poprawił jedno z piór ze swego skrzydła.
- Co? – zapytali wszyscy jednocześnie, a Belial, przewrócił oczyma. Podrapał się w skronie, w geście zakłopotania.
- Założyliśmy się, kto wystraszy najwięcej ‘pingwinów’, wydając z siebie straszne odgłosy. Ale nie wyszło, bo jak Azazel zwymiotował, to ja zacząłem się śmiać i wpadłem na to głupie wiaderko. To on wtedy zaczął się śmiać i wpadł na tą rzeźbę, którą jak idiota zaczął przepraszać, co z kolei mnie rozśmieszyło i tak jakoś... zrobił się rumor i nagle ni stąd ni zowąd wywalili nas.
Władca Głębi spiorunował ich spojrzeniem.
- No już nie patrz na nas takim wzrokiem! – Azazel przewrócił oczyma. - Wiesz dobrze, że zakładaliśmy się już o głupsze rzeczy. Pamiętacie jak Baal wywołał zadymę w Troi?
- Az – przerwał mu Belial. – To nie pomaga nam, więc przestań pogrążać nas bardziej.
- Przesadzasz. Gdyby Mod tu był... – ale nie zdążył dokończyć zdania, zbyt późno zdając sobie sprawę, że poruszył niebezpieczny temat. Szklanka w zaciśniętej dłoni Lucyfera pękła roztrzaskując się na tuziny mniejszych, kryształowych kawałków. Krew zmieszana z wodą, ściekała przez jasne palce. Żaden z obecnych Mrocznych nie śmiał spojrzeć na Syna Jutrzenki. Wszyscy o tym wiedzieli, że ci dwaj byli przyjaciółmi niemal od zarania ludzkości. To Lampka wprowadził Asmodeusza w ich grono Upadłych Aniołów. Lubili się wszyscy, to prawda, jednak Niosący Światło był centrum łączące ich wszystkich. Przetrwali milenia razem. I nagle – nie wiadomo czemu – Mod umknął na Ziemię i tam się zaszył. Lucyfer mógłby go odnaleźć za pomocą magii, wysłać za nim tropicieli, jednak nie uczynił tego, uznając, że demonowi potrzeba czasu. Zamiast tego opiekował się jego majątkiem, pilnując by nikt nie ograbił Asmodeusza z jego włości, pieniędzy, czy interesu. Mod pewnie żyje sobie w najlepsze, zostawiając wszystkie problemy za sobą. Zdrady, politykę i jeszcze więcej zdrad. Każdy ma prawo odpocząć, ale jest różnica między wakacjami, a zniknięciem bez słowa, zaszyciu się i totalnym ignorowaniu przyjaciół. On miał przynajmniej taką możliwość... Lucyfer był więźniem swego państwa. I ten brak swobody bolał jeszcze bardziej.
Niosący Światło przypatrywał się swojej zranionej dłoni. Drodze, jaką krew wybrała, by leniwie skapać na puszysty dywan. Temu szkarłatowi, czerwonemu jak niemal wszystko w Głębi. Czuł znów, to niedobre, niespokojne uczucie, że nadchodzi coś paskudnego. Że wszystko się sypie, jak jakiś popieprzony domek z kart, nowa wieża Babel, która nie spodobała się Jasności. A on stoi pośrodku tego chaosu. I nic nie może zrobić.
- Mod to dorosły facet – rzekł dobitnie, wysuwając wojowniczo podbródek do przodu, jakby oczekując sprzeciwu ze strony towarzyszy. Żaden mu nie odpowiedział. – Nie będę za nim biegał i prosił go, by z łaski swej raczył przywlec swój zad z powrotem i pomógł trzymać ten syf pod kontrolą. Kiedyś i tak wróci. Ziemia wcale nie jest taka przychylna demonom. O czym wy możecie zaświadczyć swoimi wyczynami.
Spojrzał raz jeszcze na swoich przyjaciół.
- Przetrwamy. Z Modem, czy bez, damy sobie radę – powiedział niemal szeptem. Tysiące myśli przebiegało mu przez głowę, to niepokoje, to gniew. Jednak najsilniejsze postanowienie, płonące w nim od Upadku, mówiło jedno – nie dać się.
- Jak zawsze – dodał z werwą Mefisto, ukradkiem spoglądając na towarzyszy. Każdy z nich odwrócił wzrok od szarych, zimnych jak stal tęczówek Upadłego Anioła. Zdeterminowanych, by przeżyć kolejny kryzys i utrzymać niesforną Głębię w ryzach. I każdy z nich bał się, że pan Głębi zbliża się do granic swej wytrzymałości. Był jak struna, napięty od wieków zbyt mocno i gotowy pęknąć w najmniej oczekiwanej chwili. I każdy z nich lękał się tego momentu.
Lucyfer jednym zrywem odsłonił ciężkie kotary, zalewając ich małą mrocznie czerwoną strugą dziennego światła. Skacowani Mroczni zmrużyli oślepłe oczy, nie wiedząc czego się teraz spodziewać. A Lampka stał w tym świetle, wpatrywał się w rdzawe słońce, opierając się o marmurowy parapet. Świt pozostał niewzruszony na jego gniew. Jedynie trzy pary oczu świdrującym spojrzeniem skupiły się na nim. Zastukał palcami w parapet i nagle przyszła mu do głowy myśl.
- Narobiliście bałaganu panowie, więc czas po sobie posprzątać.
Azazel i Belial zgarbili się pod jego podejrzanie nagle wesołym spojrzeniem. Lucek nie miał w zwyczaju skazywać nikogo na męczarnie cielesne, ale był wystarczająco wyrachowany by znaleźć coś gorszego.
- Bel...? – zapytany przełknął głośno ślinę.
- Um, tak?
- Za karę, przez najbliższe trzy miesiące, będziesz za mnie chodził na wszystkie spotkania, na których będzie Tammuz.
- A kiedy najbliższe takowe ma miejsce? – Mefisto wyszczerzył się radośnie, podłapując myśl pana Głębi. – Dziś wieczorem, w jego dworku.
Wiśniowowłosy Mroczny opadł z jękiem na łóżko, zakrywając twarz najbliższą poduszką w geście rozpaczy. Tammuz był jednym z nielicznych Mrocznych, którzy byli członkami koalicji aniołów i diabłów. Tyle, że był zadufanym w sobie pyszałkiem, lubującym się w opowiadaniu o swoich ‘bohaterskich’ czynach. A potrafił nimi przynudzać całymi godzinami. I on miał tego słuchać, teraz, gdy głowę rozsierdzał mu kac!
Lucek spojrzał na szybko zakrywającego się swoimi skrzydłami Azazela.
– Nie myśl, że ciebie kara minie, cwaniaczku.
Zza szarego muru piór dobiegł błagalny głos.
– A może tak wspaniałomyślnie mnie uniewinnisz?
- Niech pomyślę... – Niosący Światło potarł w zamyśleniu szczękę. - Nie. A, że na tą chwilę nie jestem w stanie wymyślić nic na równi wrednego, by było sprawiedliwie, dołączysz do Beliala, w zastępstwie Mefista. Co by Bel nie czuł się osamotniony w karze.
- Och, dzięki... łaskawco – burknął Belial nadal ukrywający się pod poduszką. Zza lekko uchylonych dwóch lotek piór wyjrzały fiołkowe oczy.
– A jakie, o miłościwy władco Głębi, są nasze szanse na wyrok łagodzący?
Nim Lucyfer zdążył odpowiedzieć, Mefistofeles przyklasnął w dłonie.
- Żadne Az. Nie dam się okraść z trzy miesięcznego zwolnienia od Tammuza. Porzućcie nadzieje na to!
- O Szatanie, mej nędzy długiej się ulituj! – zawyli chórem winowajcy, a Lampka zaśmiał się gromko na ich zbolałe miny.
- Może pomyślę nad tym.
Głośne TAK zagłuszyło niezadowolone, mefistowe NIE.
Mroczni zaczęli się sprzeczać po przyjacielsku, robiąc wesoły rumor w komnacie. Dzień dopiero się zaczął, a niedawne przeżycia odchodziły w niepamięć, ze złego zamieniając się w nieważkie wspomnienia. Jednak Lucyfer nie zwracał na nie uwagi. Ciągle wpatrywał się w słońce, o szkarłatnym kolorze, jak krew płynąca z jego rany. Zacisnął zranioną dłoń. To była cisza przed burzą, wiedział o tym. Taka cisza zawsze jest koloru czerwonego.


=================
o szatanie, mej nędzy się ulituj! - zapożyczone z wiersza "Litania do Szatana", C. Baudelaire


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 22:07, 13 Wrz 2010    Temat postu:

Ogólnie ujmując, przypadło mi do gustu Wink nie powaliło, ale w kilku momentach rozbawiło. Z tych wadliwych rzeczy: kilka błędów gramatycznych i stylistycznych, to tak od strony formalnej. Do tego niezbyt jasna konwencja. Lekkość niektórych fragmentów nie zgrywa się z próbą głębszej analizy i emocjonalnego podejścia do wątków Lucyfer/Mod.

Traktując jednak jako opowiadanie wyłącznie rozrywkowe, było zabawnie. A szczególnie ten tekst:

Cytat:
Napruci gorzej niż merkawa w trybie bojowym, wzięli się straszyć w jednym zabytkowym klasztorze, ale byli tak nawaleni, że opat ich wyegzorcyzmował i zanim się spostrzegli, wylądowali znów dupami w Głębi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aisha
urzędnik


Dołączył: 09 Wrz 2010
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szóste Niebo
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 22:14, 13 Wrz 2010    Temat postu:

Ten cytat akurat jest wzięty z Kossakowskiej, to wspomnienia Moda (nie siebie wspominał, tylko jakichś innych Mrocznych, ale nie pamiętam kogo).

Poza tym cieszę się, że jest wreszcie nowy fanfik do czytania Smile
Nie podejmuję się recenzować, nie jestem specjalistką, ale prócz zwrócenia uwagi na kilka błędów zauważonych przez przedmówczynię, przeczytałam z przyjemnością Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aisha dnia Pon 22:21, 13 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk_Śmierci
anioł z Zastępów


Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Głębia
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Czw 15:14, 16 Wrz 2010    Temat postu:

dziękuję za komentarze i uwagi : )

sprostowanie do plotki: to Kamael ją zasłyszał, jak szukał Daimona w pierwszym tomie (o ile dobrze pamiętam, bo chwilowo nie mam jak sprawdzić w książce)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcina
Samica Alfa


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 1887
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skądinąd
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pią 21:33, 17 Wrz 2010    Temat postu:

Maratonu po nowych ff ciąg dalszy Very Happy

Świetny motyw z jeżącymi się piórami; nawiedzanie jako hobby też jest mocne.

"W głębi solidarność to gatunek na wymarciu" Very Happy

"Azazello" nasuwa mi skojarzenia z Mistrzem i Małgorzatą - prawidłowo?
A w ogóle to się setnie uśmiałam, do momentu, w którym padło imię Moda i w sumie nagle zrobiło się poważnie. Bardzo mi się podoba taka zmiana klimatu.

Nad językiem musisz mocno popracować. I nad dzikim przecinkami.
A określenie "cisza koloru czerwonego" jest piękne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ag
Eon


Dołączył: 08 Sie 2010
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam gdzie spadają anioły
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Nie 15:43, 26 Wrz 2010    Temat postu:

W pierwszym tekście podobały mi się tylko opisy portretów Lucyfera. Naprawdę ładne były. Reszta mnie znudziła.

W drugim styl bolał mnie od pierwszego zdania ale w pewnym momencie śmiałam się jak głupia. Lampka ściągający pijanych Azazela i Beliala, zarywanie do figury, świecznik, kara....XDXD

Czekam na więcej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk_Śmierci
anioł z Zastępów


Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Głębia
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 21:06, 06 Gru 2010    Temat postu:

uch-uch... nie ma to jak szybkość odpowiadania Embarassed

Marcino,

bardzo dziękuję za miły komentarz... wiem, wiem, przecinki się mnie nie słuchają, a język leniwy jak autorka. ale będę się starać poprawić.

Azazello faktycznie wyszło mi z Mistrza i Małgorzaty. ale pasuje, by Lucek tak go przywoływał do porządku XD

Ag,
bardzo dziękuję, że miałaś siłę przebrnąć do końca z czytaniem : )
śmieszne, ale pierwsze opowiadanko pisałam głównie dla portretów Lucyfera XD teraz, po jakimś czasie, jak czytałam to opowiadanie, to wydaje mi się strasznie słabe, niestety.

Lampka jest biedny, z takimi znajomymi XD

---
Obecnie piszę skupiając się na znajomości Samaela i Lucyfera. Jak w końcu nabiorę odwagi, by przedstawić coś nowego, chętnie się podzielę : )

raz jeszcze bardzo dziękuję za uwagę, komentarze i poświęcony czas owym opowiadaniom.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kesseg
serafin


Dołączył: 23 Wrz 2008
Posty: 785
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anioł/demon

PostWysłany: Pią 22:50, 29 Kwi 2011    Temat postu:

Pierwsze opowiadanie podobało mi się bardziej. Jednorodna, konsekwentna poetycka wręcz konwencja. Bardzo dobre przedstawienie bohaterów. Te obrazy. Ech, chciałbym umieć tworzyć takie opisy...
Drugie dzieło już mnie nie urzekło, co nie znaczy że było złe. Scenka rodzajowa z Głębi w moich oczach bardzo na plus. Elementy humorystyczne - plus za dobre chęci. I tylko jedno mnie zdziwiło. Co to za warknięcie "mef"?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Juliet
anioł służebny


Dołączył: 26 Sty 2014
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Wto 18:24, 28 Sty 2014    Temat postu:

Pierwsza historia mnie urzekła, a Asmodeusz był w niej świetnie wykreowany.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Suzu
anioł służebny


Dołączył: 09 Sty 2017
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:43, 12 Sty 2017    Temat postu:

Lucek z pierwszego opowiadania namalowany idealnie - dzięki Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum .:: SATOR ::. Strona Główna -> Fan fiction i fan art / Fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin