Forum .:: SATOR ::. Strona Główna

.:: SATOR ::.
Forum fanklubu serii anielskiej Mai Lidii Kossakowskiej
 

30 dni nocy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum .:: SATOR ::. Strona Główna -> Fan fiction i fan art / Fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
jiraz
Eon


Dołączył: 17 Paź 2009
Posty: 405
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ipswich, Uk
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pią 6:51, 16 Lis 2012    Temat postu: 30 dni nocy

Tytuł bezwstydnie zaczerpnięty z horroru, który mi się całkiem podobał. ale pasuje.

Opowieść w trzech aktach o tym, że nawet najgorszy sukinsyn może mieć pewne racje po swojej stronie, a nawet najłagodniejsza dusza posiada zestaw cierni, które ranią do żywego.
Bo obiecałem pairing inpossible! (jokingXD)

Universe Spotkaniowy;)

Uściślenie: Rzecz dzieje się w Londynie. Kieran i Noel to OC, mają zacząć dla mnie historię. Reiyel jest mój. Angel - Islington, dzielnica Londynu.

______________________________________________

Kieran był w opałach. Tym razem na serio. Sytuację pogarszał fakt, że nie mógł winić za to nikogo poza sobą. Poza swoim własnym zakutym łbem, własnym niezdrowo rozrośniętym poczuciem odpowiedzialności za świat i własną głupią, młodzieńcza brawurą.
Tak dać się osaczyć! I to na nieznanym terenie! Wpadka godna nowicjusza, a nie doświadczonego łowcy! Choć może i nie… nawet nowicjusze wiedzieli, że niebezpiecznie jest dać się wciągnąć na teren demona, którego ścigali. I to jeszcze dać się uwięzić w pułapce, której tylko wybitny dureń by nie zauważył.
Kieran był wybitnym durniem. W obecnym momencie był całkiem pewien, że każdy uniwersytet w kraju bez żenady przyznałby mu celujący z durnoty.
Jego familiar, Noel, przyglądał mu się nieruchomym wzrokiem pełnym pogardy. Kieran siłą woli musiał się powstrzymać przed parsknięciem na kota w odpowiedzi. Parszywy zwierzak, do niczego się nie nadawał! Zamiast ostrzec swojego pana przed pewną zgubą zajmował się myciem ogona i gonieniem za ćmami, od których roiła się stara piwnica, w której zostali uwięzieni. Zamiast pomóc Kieranowi szukać drogi ucieczki, przyglądał mu się z tym głupim pół-uśmieszkiem, który tylko koty potrafiły opanować.
Sam jesteś sobie winien.” Odezwał się nagle głos w głowie łowcy. „Mówiłem, żeby zadzwonić po wsparcie, gdy byliśmy jeszcze na górze.
- Nie mówiłeś, że czeka na nas pułapka! – odwarknął niecierpliwie człowiek.
Kot spojrzał na niego niewinnym wzrokiem, który jakimś cudem wyglądał na szczery.
Czy to nie twoja rola, wielki łowco demonów?” Zapytał. „Ja jestem tylko nic nie wartym skrawkiem energii duchowej, której mój pan łaskawie pozwala z sobą zostać.”
Tak, kolejny głupi błąd nowicjusza. Obrażanie własnego familiara było pomysłem idiotycznym, jako, że niektóre z nich potrafiły być na wyraz mściwe. Noel taki był i najwyraźniej nic sobie nie wrobił z faktu, że te obraźliwe słowa były wybełtane w czasie pijackiej kłótni z innym łowcą. Od momentu wytrzeźwienia Kieran nie przestał się czuć głupio z ich powodu i przeprosił już za nie wielokrotnie.
- No to teraz obaj umrzemy przez twoją urażoną dumę.
Noel parsknął cicho i wrócił do gapienia się.
Kieran mógł winić tylko siebie. Przez resztę życia, – bo wiele czasu mu nie zostało. Miał kilka minut zanim demon wróci ze swoimi koleżkami. Miał nadzieję, że umrze szybko, że nie będą się nad nim znęcać i, broń Boże, nie zmienią go w jednego z nich! Tego by nie zniósł, myśli o tym, że któryś z jego przyjaciół będzie musiał mu wbić kołek w serce.
Mam nadzieję, że to będzie Alice,” szepnął mu Noel. „Chciałbym z nią zostać. Jest milsza niż ty i nie pije tyle!”
- Zamknij się, futrzaku! – warknął Kieran. – Myśl jak nas stąd wydostać!
Bez nadziei przetrzepał wszystkie kieszenie w poszukiwaniu chociażby saszetki soli, czy świeconej kuli; wiedział, że nic nie znajdzie, bo już sprawdzał , ale dla pewności… nic. Nic, co pozwoliłoby mu otworzyć zapadnię w suficie i wydostać się z pułapki.
Ja nigdzie nie mogę iść. To miejsce jest przesączone czarną magią. Musisz sobie radzić sam.”
Tak, ten fakt łowca zdążył już zauważyć – od momentu wpadnięcia do mrocznego pokoju trudno mu było oddychać. Demon przejął kontrolę nad potężnym czarownikiem i wykorzystał jego ciało do przywołania potężnej ilości ciemnej energii, która skutecznie blokowała wszystkie zaklęcia Kierana. Noel był tak samo uziemiony w kształcie kota – gdyby chciał zmienić ciało zostałby skażony złem, a tego obaj chcieli uniknąć.
Myśl, Kieran, myśl! Co zrobić? Co zrobić?
Co mu zostało?
Łowca przysiadł na kolanach pod jedną z wilgotnych ścian i złożył ręce przed twarzą. Mogło to wyglądać jak modlitwa, ale nie było nią. Kieran nie modlił się od bardzo dawna. Mimo, że używał Słowa i Imienia Pana w swojej pracy często, nie rozmawiał z Nim od wielu lat. Prawdę mówiąc, gdyby nie potrzebował świeconej wody, nie odwiedziłaby kościołów wcale. Ta znajoma poza, jednakowoż, pomagała mu myśleć.
Myśl, Kieran, myśl, co zrobić? Co ci zostało?
Nie miał nic, co mogłoby go ochronić. Jego serce nie było czyste na tyle, by złe moce ześlizgiwały się po nim, jak po krysztale. Nie miał na sobie żadnego artefaktu, żadnego eliksiru ani świętych ikon. Miał tylko bezużytecznego familiara i własne, poobijane dłonie.
Dłonie, które odruchowo złożyły się razem pod jego brodą, chwytając miedzy siebie mały, miedziany medalik, który wieki temu podarował Kieranowi ojciec.
Medalik!
Łowca otrząsnął się z zamyślenia i schylił głowę, wyczuwając pod palcami wypukłości na kawałku metalu. Nie był oto żaden artefakt, nawet nie był poświęcony, ot, kawałek złomu, ale… ale coś oznaczał. Coś Kieranowi przypomniał.
Przypomniał mu ojca, schorowanego starego człowieka, który co wieczór klęczał przy łóżku matki, modląc się. Dzień po dniu marniała w oczach, a on modlił się przy jej boku, trzymając jej dłoń we własnych, mały miedziany medalik ściśnięty między nimi, jak talizman. Kieran, ledwie nastolatek, nienawidził tego kawałka metalu odkąd pamiętał. Prze długi miesiące, w czasie, których choroba matki pogarszała się, a modlitwy nie pomagały.
Gdy pewnej nocy matka odeszła, wykrzyczał ojcu w twarz tą nienawiść. Wykpił jego głupią, ślepą wiarę w Boga, który nie istniał, w to, że jakaś kosmiczna siła przyjdzie do nich i naprawi wszystko jak za dotknięciem magicznej różdżki. Wypomniał mu godziny spędzone na bezużytecznej modlitwie, gdy on sam potrzebował przynajmniej jednego z rodziców przy nim!
Ojciec wysłuchał go do końca, do ostatniego zduszonego rozpaczą wrzasku. Potem uściskał go z siłą, której jego wymizerowanie ciało nie powinno posiadać i wyjawił mu, że to nie było tak. Że chłopak nie zrozumiał nic.
Bo matka miała umrzeć i tak, rak w zaawansowanym stadium nie zostawiał jej szans na przeżycie. Ojciec nie modlił się o jej życie, tylko o to, żeby to, co jej z niego zostało, przetrwała bez bólu. Żeby odeszła w spokoju.
I, jak ojciec powiedział, tak się stało. Matka umarła we śnie, miesiące przed ostateczną datą, która wyznaczyli jej lekarze. Ale odeszła w spokoju, nie zwijając się w niewysłowionym bólu, nie, jako nieczułe na bodźce warzywo.
Jej anioł wysłuchał jego modlitw – zapewnił go ojciec. Aniołowie słuchali, jeżeli mówiło się do nich dostatecznie głośno.
Aniołowie.
Kieran potrząsnął głową, jakby chciał odgonić głupi pomysł, który mu się w niej właśnie zalęgł. Ale zaraz wrócił do niego z desperacją zrodzoną z lęku. Nie bał się śmierci, ale bał się tego, co stanie się potem. Nie chciał zostać wykorzystany, jako narzędzie, którym demon posłuży się, by skrzywdzić jego przyjaciół. Nie chciał skrzywdzić nikogo!
Aniołowie słuchali modlitw – powiedział mu ojciec.
Aniołowie słuchali, gdy modliła się do nich Alice, młoda dziewczyna o sercu czystym, jak kryształ.
To do niej chciał się dostać ten demon, ją zniszczyć. Kieran nie mógł do tego dopuścić!
Ale on nie był czysty, nie był bez grzechu. Nie miał na ramieniu świetlistej istoty, która odpowiedziałaby na jego wołanie.
Mimo to… miał coś innego.
Miał moc. Miał magię. A z tym w zanadrzu mógł wołać naprawdę głośno.
Tylko, czy ktoś go wysłucha?
Nie ma innej rady, jak sprawdzić, “ wtrącił Noel, patrząc na niego dziwnie. Już bez wzgardy, i nie nieprzychylnie, ale… dziwnie. „Co masz do stracenia?”
No właśnie – nie miał wiele. Praktycznie nic.
- Ale jak… jak mam zacząć?
Czas mijał, Kieran czuł to prawie na skórze, ciemną moc gęstniejąca wokół nich. Piwnica robiła się coraz zimniejsza. Demony nadchodziły.
Jak człowiek zabierał się do rozmowy z istotami niebiańskimi?!
Głupi!” Prychnął Noel, zeskakując z potrzaskanych schodów, na którym dotychczas siedział. „Nie rozmawiasz z nikim, prosisz o łaskę! I to uniżenie.”
„Uniżenie” nigdy mu specjalnie nie wychodziło, ale był pewien, że da radę tym razem. Nie miał nic do stracenia.
I nie walisz w ciemno, młotku. Musisz wiedzieć, kogo prosić. Musisz go zawołać po Imieniu.”
- Imieniu…?
Ale on nie znał żadnego anioła z Imienia! Tylko Alice była z nimi na ty – na to prawdziwe „TY”, które Kieranowy prawdopodobnie wypaliłoby uszy, gdyby je usłyszał.
Dlatego masz mnie, kretynie,” Noel usadowił się naprzeciw niego i patrzył mu w oczy, kiwając nerwowo ogonem. „Wybierz któregoś, a ja dam ci Imię, żeby go przywołać. Tylko szybko, nie mamy wiele czasu!
To Kieran wiedział, że musi się spieszyć. Ale nie miał pojęcia nawet, jakiego ducha powinien poprosić o pomoc! Czy istniał jakiś do takich sytuacji? Anioł stróż od Uwięzionych Przez Demony? Od Brawurowych Idiotów? Wiedział, że było ich tam od cholery, ale nie miał zielonego pojęcia o tym co robią ani jak mają na imię!
Znał tylko… no, tych, których wszyscy znali.
Trzech.
Czy to nie za wysoko?
Ale znów to też była poważna sprawa, do cholery! Żadna frytka, to był demon z prawdziwego zdarzenia! Kto mógł mu pomóc, jak nie jeden z tych, którzy stali najbliżej Jasności?
Ale który? Mąż Boży?
Zaraz, co on takiego robił… zaraz… posłannictwo… Lewa Ręka… Zwiastowanie.
Nie, nie to. Kieran przetarł spoconą twarz dłońmi. Żadnych ciot z liliami.
Wyżej? Pan Zastępów?
Tą myśl porzucił w pół drogi. To trochę za wysoko, jak odpalanie piły spalinowej po to, by złamać zapałkę. Nie, nie chciał ryzykować Apokalipsy, lepiej zostawić tego jednego w spokoju.
Co mu wtedy zostawało?
Czasu było coraz mniej na zastanawianie się, nawet Noel zaczął wyglądać niespokojnie.
Co mu zostało?
To jedno imię, które pamiętał z dzieciństwa, padające z ust ojca i matki. Coś dobrego, coś, co ich wysłuchało. Coś…
Gdy właz zapadni zaczął się unosić, a lepka ciemność spłynęła z góry, jak wodospad smoły, Kieran podjął decyzję. Złożył dłonie w modlitwie i wytężył wszystkie zmysły, by wysłać wołanie o pomoc – bezgłośne w tym świecie, ale ogłuszające wszędzie indziej.

*
- A ta, Reyielu, pójdzie do kredensu z ziołami przeciwbólowymi.
Reyiel przyjął podaną buteleczkę i ostrożnie okręcił jej szyjkę paskiem zielonego materiału. Odstawił ją na stół zastawiony już do połowy podobnymi buteleczkami i odwrócił się po następną.
Jego pan (Reyiel odmawiał przyjęcia do wiadomości faktu, że Archanioł, z którym pracował wielokrotnie prosił go o zwracanie się do siebie po imieniu. Sama myśl o tym przyprawiała go o dreszcze.) uśmiechnął się miękko widząc entuzjazm swojego sekretarza i podał mu kryształowy flakonik pełen różowego proszku.
- Ta idzie do szafki z lekami na ślepotę, – powiedział łagodnie.
Reyiel kiwnął głową i zabrał się za wiązanie białej tasiemki wokół podanego naczynka.
- A ta… Och…
Trzecia buteleczka rozprysnęła się w drobny mak na ceramicznej posadzce. Reiyel odwrócił głowę i ze zdumieniem spostrzegł, że jest w gabinecie sam.

*

Kieran nie wiedział, jak… kiedy jego wołanie zostało usłyszane. Ale wiedział, gdy ktoś na nie odpowiedział. Ktoś. Coś.
Wiedział, gdy jasność wypełniła piwnicę, w której klęczał naprzeciw stada demonów, zmuszając go do zamknięcia oczu. Ale i to nie pomogło, białe światło wdarło się pod przyciśnięte do twarzy dłonie, pod zaciśnięte kurczowo powieki. Jak poblask błyskawicy, albo światła wyłaniającego się z mgły naprzeciwko samochodu. Przez oślepiający blask nie widział nic, ale słyszał wrzaski opętanego czarownika, a pod nimi wyższe, bardziej przerażające wrzaski demona, który płonął żywcem w zalewającej pomieszczenie Jasności.
Żołądek Kierana podjechał do gardła i utknął tam, utrudniając oddychanie, dławiąc spazmatyczne łkanie, które chciało wyrwać się z jego piersi na wolność.
Chyba umierał, miał takie wrażenie. Jego ciało osunęło się na ścianę, bezwładne. I nie było już zimno. Było mu ciepło, w środku, tam, gdzie biło serce i gdzie jego dusza klęczała w niemym podziwie nad mocą, która przyszła jej na ratunek.
Nie wiedział, jak długo to trwało – nie mogło trwać wiekami, jak mu się wydawało, bo oddychać musiał. Nie wiedział dokładnie, gdy oślepiające światło przygasło, bo jego oczy jeszcze przez długą chwilę nie chciały się otworzyć, a gdy to wreszcie zrobiły, bezkształtne odblaski bawiły się przed nimi w berka z czarnymi plamami. Jeszcze kilka minut zajęło mu odnalezienie się w ciemnym pomieszczeniu, które po tym pokazie fajerwerków wydawało się być jeszcze ciemniejsze i ponure.
Ale przynajmniej żył. Chyba.
Kilka minut z rozwartymi szeroko powiekami i oczy łowcu przywykły do panującego wokoło półmroku. Kieran zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie było tam ciemno – raczej przeciwnie. Pomieszczenie wypełniał przytłumiony miękki poblask bijący z centrum, z podłogi z…
- O kurwa! – wyrwało mu się i zaraz jedna z jego własnych dłoni zakryła mu usta.
Nie powinien przeklinać! Nie przy…
Na podłodze po środku piwnicy leżało… ciało. Bardzo jasne, niezbyt duże, ubrane w… tunikę? Szaty? Szaty. I nakryte białymi…
- Noel? – Kieran wykrztusił przez ściśnięte gardło.
Jego familiar nie odpowiedział na wołanie, co dodatkowo podniosło łowcy ciśnienie. Z doświadczenia wiedział, że nie tylko moce Ciemności posiadały wygórowany cennik usług. Jasność również rzadko kiedy robiła coś za darmo.
Jaka była dokładna cena z otrzymaną pomoc tym razem?
- Noel! – powtórzył głośniej.
Odpowiedziała mu cisza. Niedobrze. Kompletnie nie wiedział, co robić.
Chwilę zajęło mu zebranie się w sobie na tyle, by móc oderwać się od ściany i podczołgać się do nieprzytomnego ciała. Miał nadzieję, że było tylko nieprzytomne. Boże, modlił się o to! Nie dopuszczał do siebie myśli, że oto przez jego głupotę pozbawiona została życia część Jasności na tyle łaskawa, by odpowiedzieć na jego błagania o pomoc. To by było niewybaczalne.
Zatrzymał się metr przed leżącą postacią, by zaczerpnąć głębiej powietrza i uszczypnąć się w policzek. Nie, nie śnił. To się działo naprawdę.
Głupi jesteś! – powiedział sobie dosadnie. Wierzysz w magię i duchy, na własne oczy widziałeś demony i czarowników! Wiesz, że Ciemność istnieje! Czemu tak trudno uwierzyć ci w Jasność?
Nie wiedział, jego mózg nie miał odpowiedzi na to pytanie. Kieran przecież na własne oczy widział tą istotę odzianą w szaty mieniące się bielą i srebrem, jej rozsypane po podłodze włosy koloru ciemnej miedzi, które świeciły! Nie wiedział, czemu akurat to nim tak wstrząsnęło – nie spodziewał się przecież zobaczyć aureoli, - ale fakt, że głowę jego wybawcy otaczała złocista poświata przyprawił go prawie o palpitacje.
No, i były też skrzydła. Duże, ogromne, prawdę mówiąc, praktycznie przykrywały to nie tak znowuż duże ciało. Długie lotki i zmierzwiony, delikatny puch w odcieniu bieli, który przywodził na myśl przebiśniegi.
Przebiśniegi? Kiedy on w życiu widział przebiśniegi?
Kieran otworzył usta, ale nie wydobył się z nich głos. Co miał powiedzieć? Zapytać, tego czegoś, jak się czuje? Czy wszystko z nim dobrze? Na oko widać było, że nie! Czy to w ogóle jeszcze żyło?
Niezwykłym wysiłkiem woli przysunął się bliżej i wyciągnął jedną dłoń, powoli, jakby chciał złapać w nią płochliwego wróbla. Delikatnie położył palce na ramieniu wystającym spod skrzydeł. Było ciepłe.
Kieran odetchnął z ulgą.
Było ciepłe. Poruszało się nawet leciutko przy każdym wdechu.
Żyło. Nie zabił go! Dzięki Bogu!
Tylko, co teraz?

*
Na koniec zdecydował się postąpić, jak dorosły i prosić o pomoc tych, którzy mogli jej udzielić. Istota, którą ściągnął do tego wymiaru nie odzyskała przytomności, ale kilka razy poruszyła się, jakby uwięziona w koszmarze, z cichymi pomrukami, które brzmiały na tyle boleśnie, że Kieranowi skręcał się żołądek za każdym razem, gdy je słyszał. Jeszcze bardziej zaniepokoiło go to, że w miarę upływu czasu skrzydlate ciało stawało się coraz zimniejsze. Nie mogli zostać w tej piwnicy!
Był wyczerpany i zdrowo poturbowany, ale jakimś cudem udało mu się dociągnąć ich obydwoje do na wpół zrujnowanych schodów i zacząć mozolną wspinaczkę w górę. Demony, które go tam uwięziły zostawiły klapę otwartą, gdy wróciły po niego i Noela; Kieran nie mógł się czuć lepiej z tego powodu. Mimo, że każdy krok był trudniejszy od poprzedniego, a jego mózg lasował się na samą myśl o tym, że trzyma w ramionach coś tak… Jasnego. Przez dłuższą chwilę oczekiwał tego, że stanie w płomieniach, gdy tylko jego dłonie spoczną na ciele swojego wybawcy. Nie był czysty, nie był bez winy, a dotykał czegoś, co było!
Ale ono było takie ciepłe. I takie zaskakująco lekkie. Nawet te masywne skrzydła nie zawadzały tak, jak się tego po nich spodziewał. Wręcz przeciwnie, złożyły się jakby za sprawą własnej woli, i zostały tak, przyciśnięte ciasno do pleców swojego właściciela.
Jakoś udało cię Kieranowi dotrzeć do samochodu zaparkowanego dwie kamienice dalej, choć naprawdę nie był pewien jak tego dokonał. Był wykończony. Usadowienie bezwładnego ciała w poprzek tylnego siedzenia zajęło mu ponad kwadrans – stara Toyota Corolla, której był właścicielem przez ostatnie sześć lat nie była przystosowana do przewozu supranaturalnych stworzeń o rozpiętości skrzydeł powyżej metra pięćdziesiąt. Gdy zamknął za nim drzwi – ostrożnie, by nie przygnieść nimi ani skrawków wielowarstwowych szat, ani końcówek długich lotek – oparł się o samochód całym ciałem i oddychał. Po prostu oddychał.
Czekał aż szok nadgoni stracony czas i walnie w niego z siłą rozpędzonej ciężarówki, jednocześnie modląc się o jeszcze trochę czasu. Jeszcze godzinkę, żeby mógł wrócić do domu; tam, gdzie będzie bezpiecznie, gdzie będzie mógł paść na kanapę z butelką whisky i zapić nerwy na następne dwanaście godzin.
Ten plan istniał w jego głowie do czasu, gdy usiadł na siedzeniu kierowcy i włożył kluczyk do stacyjki. Do chwili, gdy za jego plecami rozległ się cichy pomruk, który szybko przerodził się w jednostajne, nieprzytomne łkanie, które zmroziło mu krew w żyłach. Rzut okiem na tylne siedzenie sprawił, że Kieranowi zaschło w ustach – białe skrzydła, zaciśnięte ciasno wokół skulonego na boku ciała… przestały świecić. Oślepiająca biel piór zaczęła szarzeć w oczach, blaknąć…
- Och, nie… - jęknął.
Co robić?! On przecież nie wiedział nic o aniołach! To było ponad jego zdolności, ponad jego zakres pojmowania!
Alice! Alice wiedziała, jak z nimi rozmawiać…
Ale Alice miała dwanaście lat. I mieszkała z rodzicami po drugiej stronie miasta. Z rodzicami, którzy nie wierzyli w magię i anioły, i resztę tych „bzdur”, i na pewno nie zareagowaliby przychylnie na widok stojącego w drzwiach ich domu nieznajomego, który wyglądał, jakby ledwo co wydostał się z bójki barowej, domagającego się widzenia z ich nieletnią dziewczynką.
Nie, nie mógł jej tak wystawić. Nikt nie mógł wiedzieć o mocy Alice, zwłaszcza jej rodzice.
Ale co w takim razie miał robić?! Kto mógłby mu pomóc?!
Sam…
Odpowiedź pojawiła się nagle, zatrzymując jego rozpędzone myśli.
Sam wiedział o wiele więcej niż on. Sam znał się na demonach i aniołach, i okultyzmie lepiej niż niejeden łowca. Sam wisiał mu przysługę!
Kieran przekręcił kluczyk w stacyjce i Toyota z piskiem opon wyrwała z miejsca, a on już wybijał numer na komórce. Była trzecia w nocy, ale to nic, Sam był nocnym markiem, powinien…
- Odbierz, odbierz, odbierz… - prosił, przyciskając słuchawkę do ucha i starając się nie słyszeć dochodzącego zza pleców płaczu. – Odbierz, proszę, odbierz…
- Odebrałem, matko, odebrałem!
Słysząc znajomy, twardy głos, Kieran o mało, co się nie popłakał.
- O Jezu, dzięki, Sam…
- Jestem w przerwie na reklamy, gnojku. Za trzy minuty wracam do Szybkich i Wściekłych, streszczaj się!
Jak miał mu powiedzieć…? Sam nigdy mu nie uwierzy… jak miał….
- No, słucham! Dwie minuty!
- Sam…
- …co to za wycie? Znów uratowałeś jakiegoś kota?
Jakim cudem on usłyszał to po drugiej stronie? Łkanie anioła było takie ciche… Mniejsza z tym!
- Gorzej, Sam, - wykrztusił Kieran. – Dużo, dużo gorzej.
- Dzieciak? – Głos w słuchawce zabrzmiał łagodniej. Pojawiła się w nim nuta ciekawości.
- Musze się z tobą zobaczyć, proszę, jak najszybciej! Potrzebuję pomocy!
- …no to wpadaj, - odpowiedź po minucie ciszy. – Jestem w domu.
Kieran podziękował wszystkim bogom, którzy nad nim stali i nadepnął na pedał gazu. Sam nigdy nie odmawiał pomocy, gdy sprawa wydawała się ciekawa, nigdy nie słaniał się od niebezpieczeństwa.
I, na szczęście, był w domu, a do Angel nie był daleko.

*

Silnik ledwo zdążył zgasnąć, a Kieran już trzaskał drzwiami i biegł w stronę domofonu. Odnalazł numer mieszkania Sama i, gdy tylko usłyszał zirytowane „Czego?!” prawie wykrzyczał:
- Zejdź na dół i zabierz jakiś koc, szybko!
I już wracał biegiem do samochodu i szarpał się z drzwiami… a potem ręce mu opadły i mózg przestał działać. Co miał teraz zrobić? Był środek nocy, osiedle od strony podwórek było ciche i puste, ale w wielu oknach jeszcze paliły się światła. Co, jeżeli ktoś ich zobaczy? Czy zwykli ludzie w ogóle mogli zobaczyć anioły? Czy może zobaczą jego, Kierana, targającego w ramionach jakiegoś nieprzytomnego młodego człowieka? A jeżeli ktoś zadzwoni po policję?
- No, jak babkę kocham, co to za wielkie halo?! – wywarczał nagle głos nad jego uchem.
Chłopak o mało, co nie wyskoczył ze skóry, odwracając się po to, by stanąć oko w oko (a raczej oko w podbródek) ze swoim potencjalnym wybawieniem.
Jego wybawienie nie wyglądało na zadowolone z kolei tym, że w środku nocy wyrwano je z domu w spodniach od dresu, bawełnianym podkoszulku z nadrukowanymi Gumisiami i naciągniętych pośpiesznie glanach. Każdy inny mężczyzna stojący tak na zimnie w tych ubraniach, z założonymi ramionami, z których przez jedno przewieszał się kolorowy quilt, wzbudzałby śmiech.
Sam jakimś cudem wzbudzał jedynie grozę.
- No? – Powtórzył mężczyzna, pochylając się nad Kieranem. – Co to za jatka, że nie mogłeś poczekać aż film obejrzę do końca? I kto ci tak pysk pokancerował, co?
- Sam… - chłopak zaczął i skończył. Nie miał słów żeby wytłumaczyć sytuację, kompletnie żadnych.
Więc postanowił zdać się na fakty. Dowody namacalne, widoczne gołym okiem.
- Sam zobacz, - wymamrotał, odstępując na bok, dając przyjacielowi szansę na zajrzenie do wnętrza samochodu.
- Co tam masz, dzieciak? – Sam nachylił się, by rzucić okiem, zniecierpliwiony całą tą szopką. – Jeżeli to kolejny zwierzak…
Jego głos urwał się, jak ucięty. Kieran stał na tyle blisko, żeby w słabym oświetleniu parkingu zobaczyć, jak zielone oczy mężczyzny rozszerzają się do niemal komicznych rozmiarów. Usłyszał świst wciąganego do płuc powietrza zanim Sam nachylił się jeszcze bardziej i mało delikatnie odciągnął jedno ze skrzydeł na bok, by odsłonić twarz pod nim ukrytą.
Kieran nie przyglądał się jej zbytnio, miał inne sprawy na głowie do tego momentu. Nie wiedział, więc co takiego zobaczył na niej przyjaciel, że prawie cofnął się o krok z cichym przekleństwem na ustach, – a potem spojrzał na niego… tak przeraźliwie poważnie.
- Sam…
Ruch ręką uciszył dalsze słowa.
- Otwórz drzwi! – Warknął Sam, nurkując do samochodu i, bez widocznego wysiłku, wyciągając z niego bezwładne ciało. – Ruchy!
Chłopak nie czekał na dalsze komendy, pobiegł przodem i przytrzymał drzwi do budynku szeroko otwarte. Potem pobiegł do windy i, modląc się, by żaden z lokatorów nie nabrał ochoty na nocny spacer po osiedlu, przytrzymał tamte drzwi otwarte. Że też Sam musiał mieszkać na najwyższym piętrze!
Żaden z nich nie wypowiedział ani słowa dopóki nie znaleźli się w mieszkaniu numer 66, dopóki Sam nie wpadł do salonu i nie złożył anioła na kanapie. Zaskakująco ostrożnie, zaskakująco zgrabnie i wprawnie. Jakby dodatek dwóch wielkich skrzydeł nie robił mu różnicy.
- Sam… - zaczął znów Kieran. Tym razem znalazł kilka użytecznych słów. – Coś z nim nie tak. Co robić?
Sam tylko pokręcił głową, nie odrywając zszokowanego wzroku od niebiańskiej istoty okupującej jego kanapę.
- Oj chłopie, - mruknął. – Powiedz mi lepiej coś ty takiego zrobił.
Kieran, którego ciało w końcu zdecydowało się uświadomić mu, jak bardzo jest wyczerpane, oklapł na skórzany fotel naprzeciw kanapy i zaczął opowiadać.

*
Gdy skończył opowieść Sam podał mu szklankę szkockiej i dokończył jednym łykiem własną.
- Nie chcę ci psuć humoru, serio, - powiedział po kilku minutach ciężkiego milczenia przerywanego jedynie chrapliwym oddechem jak najbardziej prawdziwego anioła. – Ale czeka cię niezbyt miły koniec.
Na to Kieran aż podskoczył w miejscu i wlepił zszokowany wzrok w starszego mężczyznę.
- Co…?! – wykrztusił.
- Ściągnąłeś, choć nie mam pojęcia jak ci się to udało, za nic nie mam, na Ziemię anioła, - wyjaśnił Sam, wskazując na dowód rzeczowy numer jeden napełnioną na powrót szklanką alkoholu. – Nie byle jakiego do tego, archanioła!
Chłopak poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Oczywiście wiedział, kogo wzywa, ale… jakoś mu nie przeszło przez myśl, żeby się nad tym wtedy zastanowić. Teraz, w tym przytulnym, stylowym salonie, patrząc w jadowicie zielone oczy mężczyzny, którzy przyglądał mu się z czymś, co wyglądało na rozbawienie... Świat zaczął mu się walić na głowę.
- Co…
- Archanioła, chłopaku, - powtórzył Sam i tak, to był uśmiech, pobłażliwy, jak przy dziecku. – Jednego z Siedmiu, bla bla… wyższa półka.
- Ale ja chciałem tylko…
Pomocy, prosił tylko o pomoc. Nie chciał umrzeć.
- No, toś się doprosił. – Z jakiegoś powodu w przyjemnie oświetlonym salonie stało się nagle ciemniej. - Ściągnąłeś Rafałka, zatrułeś go czarną magią, przyniosłeś do mnie… Jak cię znajdzie jego nadopiekuńczy starszy brat, to już po tobie.
Zaraz, moment!
- Starszy… brat?
- Michał. Ten nigdy nie lubił, jak się Rafcia dręczyło. Gabriel też zapewne będzie miał coś do powiedzenia, bo to gaduła, jakich mało, uwielbia słuchać własnego głosu. A Razjel pewnie cię zwyczajnie otruje.
- Zaraz…
Zaraz, jak to? Co on mówił? Skąd to wiedział? To musiał być jakiś żart!
- Ale to tylko w przypadku, gdy Rafał wróci do domu w jednym kawałku, - Sam pociągnął zdrowego łyka szkockiej i rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu. – Jeżeli twój wyskok trwale go uszkodził… jak by ci to opisać… kojarzysz Hioba?
Kieran był w tym momencie wdzięczny za to, że już siedział, bo jego kolana zmieniły się w watę. Wpatrywał się w Sama z przerażeniem, starając się wyczuć, czy to wszystko żart, czy nie. To nie mogło być…
- Jak… jak go odesłać? – postanowił się skupić na najważniejszym. Czas na przerażenie będzie później, jak już się wyśpi i wykąpie. –Jak… zatruty? Co mam zrobić?
Na to Sam uniósł ciemną brew i zaśmiał się pogardliwie.
- Ty? – zapytał. – Ty nic już nie zrobisz. Przywołałeś go, ale on tu przyszedł z własnej woli, jedynie z własnej może odejść. Tylko, że teraz nie bardzo może o czymkolwiek decydować, jak widzisz.
Wzrok chłopaka wrócił do skulonej na kanapie sylwetki anioła, który wyglądał coraz gorzej. Jego skrzydła kompletnie już straciły blask, stały się szare, jak popiół; jego włosy również. Łagodna, piękna twarz była blada, jak pergamin, poza ustami i powiekami, które były sine. Sam widok sprawił, że Kieranowi zebrało się na płacz.
- Jak mu pomóc? Sam, proszę, powiedz mi, jak mu pomóc.
Sam westchnął ze znużeniem i odstawił szklankę na niski stolik miedzy nimi. Wstał z fotela i przeciągnął się, głośno wyłamując kości kręgosłupa, jakby cała ta sprawa nudziła go niezmiernie. Tylko wyraz jego twarzy, podejrzany uśmieszek kątem warg, mówił coś innego. Sam zawsze był dziwnym facetem, ale teraz zachowywał się… niepokojąco spokojnie.
Jakby obecność prawdziwego-na-Boga-anioła w jego salonie nie była niczym niezwykłym. Jakby mógł podejść do niego i, jak gdyby nigdy nic, zacząć ciągnąć za pióra na jego skrzydłach.
- Co ty robisz?! – Kieran poderwał się z fotela, zmęczenie zapomniane, gdy zalała go fala wrzącego gniewu na widok tego… źle, źle, źle, nie wolno…! – Przestań!
Coś w nim drgnęło boleśnie, gdy anioł jęknął nieprzytomnie i bezwładnie poruszył maltretowanym skrzydłem.
- Przestań…!
Nawet sam nie zauważył, gdy stał między nimi z palcami zaciśniętymi na przedramieniu wyższego mężczyzny, który… uśmiechnął się do niego? Ale to nie był prawdziwy uśmiech. Raczej grymas, pokazanie zębów. Coś, co pewnie robią lwy, gdy ich zwierzyna z własnej woli wpadnie w zasadzkę.
To nie był Sam, którego znał. Ten, teraz, był nagle za wysoki, za potężny, jego oczy nie odbijały w sobie żadnej ludzkiej emocji. Zamiast tego było w nich coś…
- Mnnh… co… - cichy pomruk za plecami, spod szarego skrzydła. Głos przypominający powiew wiosennego wiatru. – Aachh… auć… co… Sam…?
Kieran zamarł. Skąd ten anioł znał…
- …Sama…elu? Co się…
Co…?
Sam…ael uśmiechnął się do niego wszystkimi zębami, które były stanowczo zbyt ostre, jak na człowieka. Silne dłonie pchnęły go w pierś i Kieran poleciał do tyłu… i leciał, i nie przestawał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez jiraz dnia Pią 18:52, 16 Lis 2012, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Irja
zarządca Domu


Dołączył: 01 Gru 2011
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pią 13:23, 16 Lis 2012    Temat postu:

Jiraz w takim momencie się nie kończy... To zbyt brutalne. A to dlatego, że opowiadanie jest genialne. Po prostu nie mogłam się oderwać. Kieran i Noel (swoją drogą, co się z nim stało?) są świetni. Szkoda mi Rafcia- najpierw dostał czarną magią a na deser Sam. Ale w końcu pairing impossible miał być XD
Nie wiem czemu ale mam przeczucie, że Kieran wyląduje na dywaniku regenta... Opis reakcji braci jest jak najbardziej prawdopodobny Smile
Ujęła mnie wizja Rafała jako "dowodu rzeczowego numer jeden" i Sama w koszulce z Gumisiami Smile Słodkie!
Pisz dalej i nie przestawaj!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cookies
anioł stróż


Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Sob 18:39, 17 Lis 2012    Temat postu:

*przyciąga sobie wygodny fotel do tematu*
Dawno nie czytałam dobrego fanfika. Więcej poproszę ^^
I się stąd nie ruszam.
Nope.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nycia
Eon


Dołączył: 09 Paź 2010
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Wto 20:11, 20 Lis 2012    Temat postu:

Jiraz, Ty wiesz, że ja się cieszę już widząc twój nick w miejscu "Autor", prawda? I jakoś nigdy się nie zawiodłam. Tym razem też składam wniosek o ciąg dalszy! Tak mnie wciągnęło, że aż mi myślenie zaćmiło i dopiero Irja mi przypomniała, że to pairing impossible jest i wtedy się troszku przeraziłam co ty chcesz Rafałkowi zrobić Very Happy Biedactwo chore magią zatrute. Tylko zdrowia życzyć. I jeszcze mnie zastanawia co Samael robi wśród łowców demonów. Nudziło mu się? Koszulka z Gumisiami jest genialna Very Happy
(PS. Znalazłam literówkę Shocked )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jiraz
Eon


Dołączył: 17 Paź 2009
Posty: 405
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ipswich, Uk
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Śro 1:09, 21 Lis 2012    Temat postu:

Tee-hee, dzięki, guys;)

Keep calm, Rafałkowi nic się złego nie stanie - well, przynajmniej złego w moich standardach:) Pocierpi nieco, ale to głównie mentalne cierpienie będzie (no, i trochę choroby morskiej po zatruciu), bo Sam to Sam i jego procesy myślowe raczej nie przebiegają tak, jak Archanielskie. Jego pojęcie "spokojnego miejskiego żywota" też trochę inaczej wygląda0XD

Kieran i Noel powstali w przypływie natchnienia, żeby jakoś te historię zacząć z rozmachem, cieszy mnie, że się podobają. A co sam robi w ich towarzystwie to szaaa, do następnego rozdziału>;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kesseg
serafin


Dołączył: 23 Wrz 2008
Posty: 785
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anioł/demon

PostWysłany: Sob 1:25, 24 Lis 2012    Temat postu:

Hmm, bardzo dobre opowiadanie. Cieszy mnie inna, ludzka perspektywa. Kreacja bohaterów jest dobra, klimat czuć, historia całkiem przekonująca. Krótko mówiąc: jest na tak i czekam na ciąg dalszy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RosyjskiKefirek
anioł służebny


Dołączył: 21 Lut 2012
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze Snu
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Pon 20:25, 18 Lut 2013    Temat postu:

Nigdy nie przyszło mi do głowy fik w którym miałabym do czynienia z duetem w postaci Samaela i Rafcia. Pomysł według mnie ciekawy. No i nie oszukujmy się mam słabość do "twojego" Rafała. Mam nadzieję że fik doczeka się kontynuacji.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriela
Świetlisty


Dołączył: 23 Gru 2012
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Nieba
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Nie 17:06, 03 Mar 2013    Temat postu:

Tak się nie kończy opowiadania i do tego aż tak ciekawego.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gabriela dnia Wto 11:45, 16 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mnemosyne
Eon


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 483
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Czw 12:55, 21 Mar 2013    Temat postu:

Mnemo powraca. Na dodatek z pseudorecenzją.

Być może to po prostu nie moje klimaty. Być może odzwyczaiłam się od opowiadań z Satora. Cokolwiek się za tym kryje, nie jestem zachwycona tym dziełem.

Nie jest złe! Po prostu mnie nie poruszyło w żaden sposób. Gramatycznie, stylistycznie, czy nawet fabularnie jest dobrze. Lecz zionie dla mnie bezemocjonalną pustką, ani bawi, ani grzeje, ani nawet denerwuje. Tak sobie myślę, że to może wynikać z braku kontekstu - tzn. przy takim rozwoju wypadków odczuwam potrzebę, aby poznać lepiej bohaterów, czyli przydałoby się więcej wstępu o Kieranie i reszcie. Bez tego czuję, jakbym czytała przypadkowy fragment większego opowiadania i kompletnie nie rozumiem, o co chodzi. Można mi zarzucić, że za słabo się wczytałam i uparcie nie chciałam dać się pochłonąć wrażeniom. Obawiam się jednak, rzeczone wrażenia nie były dostateczne. Dostrzegam potencjał, zastrzeżenia mam do jego wykorzystania w tym tekście. A dziwne. bo zawsze pisałaś naprawdę dobrze Jiraz Smile Co usiłuję w tym bełkocie powiedzieć, to chyba, że po tobie spodziewałam się więcej! Nie jest źle, ale jest tylko ok.

Jasnym punkcikiem, który mi się spodobał, było zdanie:
Michał. Ten nigdy nie lubił, jak się Rafcia dręczyło. Gabriel też zapewne będzie miał coś do powiedzenia, bo to gaduła, jakich mało, uwielbia słuchać własnego głosu. A Razjel pewnie cię zwyczajnie otruje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriela
Świetlisty


Dołączył: 23 Gru 2012
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Nieba
Płeć: anielica/demonica

PostWysłany: Wto 11:50, 16 Lip 2013    Temat postu:


jiraz napisał:
Michał. Ten nigdy nie lubił, jak się Rafcia dręczyło. Gabriel też zapewne będzie miał coś do powiedzenia, bo to gaduła, jakich mało, uwielbia słuchać własnego głosu. A Razjel pewnie cię zwyczajnie otruje.

Te zdanie mnie rozbroiło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum .:: SATOR ::. Strona Główna -> Fan fiction i fan art / Fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin